Pod koniec zeszłego tygodnia Sejm przyjął
nowelizację ustawy o zawodzie lekarza i zawodzie dentysty
, trafiła ona do Senatu. Znalazł się w niej budzący kontrowersje zapis, przeciwko któremu protestują teraz młodzi lekarze.
Chodzi o
zmianę zasad przyjmowania na specjalizacje lekarskie
. Ustawa wprowadza instytucję
"dokumentu intencyjnego"
. Jego posiadanie będzie
dodatkowo punktowane
w postępowaniu kwalifikacyjnym i
zwiększało szanse na przyjęcie na specjalizację
.
Zdaniem młodych lekarzy
to rozwiązanie nasili zjawisko nepotyzmu w kręgach lekarskich
. Dokument intencyjny może okazać się decydujący w sytuacji gdy lekarze będą mieli podobne wyniki z Lekarskiego Egzaminu Końcowego (LEK).
"Wiele specjalizacji, zwłaszcza tych trudno dostępnych, ze względu na ograniczoną liczbę miejsc będzie specjalizacjami dziedzicznymi. Błagam marszałka Senatu, aby zmienił te zapisy, a w razie potrzeby prezydent Duda zawetował ustawę" - tłumaczy na Twitterze J
akub Kosikowski
, były działacz Porozumienia Rezydentów.
- Jeżeli posiadanie listu intencyjnego miałoby gwarantować pierwszeństwo kwalifikacji do danego miejsca zarówno w trybie rezydenckim, jak i pozarezydenckim, można by to określić jednym zdaniem:
Patologia i powrót do nepotyzmu.
Porozumienie Rezydentów nigdy nie wyrażało zgody na zapisy tak jawnie godzące w młodych lekarzy. To policzek w twarz całego środowiska - mówi
Mikołaj Sinica
, lekarz z Porozumienia Rezydentów.
"Naszym zdaniem omawiane
rozwiązanie przyczyni się do zwiększenia częstości patologicznych zachowań będących wyrazem nepotyzmu i korupcji
, ponadto podzieli środowisko lekarskie, skutkując brakiem zaufania zarówno do organów nadzorczych, jak i kolegów i koleżanek lekarzy. Nieuchronną konsekwencją będzie więc osłabienie współpracy pomiędzy lekarzami prowadzące do pogorszenia jakości udzielanych świadczeń zdrowotnych, co z pewnością znajdzie swoje odzwierciedlenie w dobrobycie pacjentów" - piszą natomiast studenci kierunków lekarskich i lekarsko-dentystycznych w
petycji
do władz.
Lekarze przypominają, że podczas prac nad ustawą zwracali uwagę na szkodliwość nowych przepisów. Negatywnie opiniowała je też
Naczelna Rada Lekarska
.
- My zgłaszaliśmy w styczniu ministrowi zdrowia, że listy intencyjne są zbędne i wypaczą sprawiedliwość postępowania rekrutacyjnego przy przyjęciu na specjalizację. Bo na nią powinny się dostawać osoby, które mają najwyższe wyniki z LEK-u. Rozumiem protest młodych lekarzy. Cała nadzieja w Senacie, że to zmieni - mówi
Krzysztof Madej
, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
"Rozwiązanie takie należy uznać za niewłaściwe, wypaczające sprawiedliwość w procesie rekrutacyjnym"
- pisała w styczniu NRL, opiniując projekt.
Lekarze zwracają uwagę, że
największym zwolennikiem wprowadzenia "dokumentów intencyjnych" miał być minister zdrowia, Łukasz Szumowski
i prawdopodobnie to on nie zgodził się na wycofanie pomysłu z projektu.
"W procesie legislacyjnym juz na etapie prac w sejmowej komisji zdrowia PR zgłaszało uwagi do tych zapisów.
Minister Szumowski autorytarnie utrzymał te zapisy w mocy
" - zwracają uwagę rezydenci.
Ministerstwo zdrowia tłumaczy natomiast, że nowy mechanizm to
odpowiedź na apele podmiotów leczniczych
, które dzięki temu będą miały wpływ na to, kogo zatrudnią. Gdy lekarz zakwalifikuje się na specjalizację, pierwszeństwo w jego zatrdunieniu będzie miała jednostka, która wystawiła mu dokument intencyjny.
- To jest nowy mechanizm, mający na celu niewielki, ale jednak wpływ podmiotu leczniczego na to, kto będzie jego przyszłym pracownikiem, przez okres średnio 5 następnych lat. Jest odpowiedzią na apele zgłaszane w trakcie licznych spotkań odbywanych z przedstawicielami podmiotów leczniczych. List intencyjny dotyczyć będzie zarówno lekarzy chcących odbywać szkolenie w trybie rezydenckim, jak i pozarezydenckim - mówi
Wojciech Andrusiewicz
, rzecznik prasowy ministra zdrowia.
- Jednak warunkiem pierwszeństwa skierowania jest zakwalifikowanie się do szkolenia. Jeżeli lekarz się nie zakwalifikuje, to dokument gwarancyjny nie wywoła żadnych skutków - dodaje.