Na łamach internetowego tygodnika
Kultura Liberalna
pojawił się wywiad z
prezesem Polskiego Towarzystwa Kierowców Andrzejem Łukasikiem.
Już na wstępnie Łukasik stwierdza, że "
można jeździć szybko i bezpieczni"”
. Później w rozmowie z Jakubem Bodziony dodaje, że w Polsce
"nie tylko prędkość zabija"
, ale "
zabijają też spaliny" ze zbyt wolno jadących samochodów:
- Czasami ograniczenia są zbyt restrykcyjnie, mam tu na myśli 30 km/h w miejscach, gdzie nie ma takiej potrzeby. U nas w powszechnej świadomości przyjęło się, że tylko prędkość zabija. Zabijają też spaliny.
Jeżeli w mieście dziesiątki tysięcy samochodów poruszają się z prędkością poniżej 60km/h, to te samochody emitują o 50, a nawet 100 procent więcej szkodliwych substancji i to ma wpływ na zdrowie ogółu społeczeństwo.
- Jeśli samochody stoją korkach, a nie swobodnie przemieszczają się przez miasto, to emitują duże ilości zanieczyszczeń. Nie myśli się o tym, że
stawiając dodatkowe ograniczenia, ograniczymy kilka istnień ludzkich, a jednocześnie kilka lub kilkanaście tysięcy osób poważnie zachoruje
. To trudno sprawdzić, ale może tak być - dodał.
Następnie rozmowa została skierowana na temat
ruchu pieszych i ewentualnych przepisów, które dawałyby im bezwzględne pierwszeństwo na pasach.
Łukasik stwierdza, że to niebezpieczny pomysł:
- To jest bardzo niebezpieczny pomysł
. Zapewnienie pieszym bezkarności nie zapewni im bezpieczeństwa. J
eżeli będziemy wychowywać swoje dzieci w duchu tego, że na przejściu są one bezpieczne
... - powiedział.
- One nigdy nie będą w 100 procentach bezpieczne. Na przejściach odbywa się ruch samochodowy i auta oraz pieszych obowiązują prawa fizyki.
Lepiej, żeby było tak, że na jezdni samochód ma pierwszeństwo, a na chodniku bezwzględne pierwszeństwo ma pieszy.
Jeżeli zaburzymy te proporcje, to piesi będą dalej ginąć, tyle że dostaną większe odszkodowania - dodał.
- Rzeczywistość nie potwierdza pana opinii i w krajach, w których wprowadzono takie rozwiązanie, nie wzrosła liczba ofiar wśród pieszych.
Skoro takie rozwiązania działają w Holandii, Francji, Szwecji czy Wielkiej Brytanii, to czemu nie mogą działać w Polsce? -
pyta dziennikarz.
- Ale nie możemy sankcjonować prawnej winy kierowcy w każdym wypadku
. Nawet jak pan się rzuci pod samochód, to wina będzie kierującego!
- argumentuje Łukasik.
-
Ale nikt nie rzuca się pod samochody
… - odpowiedział dziennikarz.
-
Niestety, myli się pan
. Rzucają się samobójcy - stwierdził Łukasik.
- Ma pan
jakieś dane na ten temat?
- pyta dziennikarz.
-
Nie, ale bywają takie samobójstwa
- odpowiada prezes Polskiego Towarzystwa Kierowców.
W dalszej części rozmowy dziennikarz zwrócił uwagę, że według statystyk "za
87 procent wypadków w Polsce odpowiedzialni są kierowcy, a zaledwie 7 procent to wina pieszych".
Prezes Polskiego Towarzystwa Kierowców w odpowiedzi stwierdza, że
dane pochodzą z policyjnych statystyk,
które
nie są według niego obiektywne:
-
Policja idzie zawsze po linii najmniejszego oporu,
nie bada gruntownie sprawy. Jeżeli można przypisać kierowcy błąd, wykroczenie lub przestępstwo, to się to robi. To jest powszechna praktyka, tak samo jak powszechne jest określanie przyczyny wypadku jako „niedostosowanie prędkości do warunków atmosferycznych”. Nikt nie bada tego, że tak powiem organoleptycznie, czyli na przykład stawiając kamery na stu przejściach i sprawdzając, jak zachowują się piesi.
- Jeżeli sprowadzimy nasze badania tylko do ofiar wypadków drogowych, to podwyższenie kwot mandatów może zmniejszyć ich liczbę. Przypominam jednak, że mniejsza prędkość, poniżej 60 km/h generuje dużo więcej spalin, co przyczynia się do chorób i zgonów - dodał.
Na pytanie dziennikarza, czy prezes dysponuje innymi,
bardziej wiarygodnymi danymi niż statystyki policji
, Łukasik stwierdza, że nie, jednak
"dysponuje swoim wieloletnim doświadczeniem kierowcy".
Prezes Polskiego Towarzystwa Kierowców stwierdza też, że
drastyczne podwyższenie mandatów nie jest rozwiązaniem
, a może doprowadzić do tego, że ruch samochodowy przestanie istnieć:
- Jeżeli sprowadzimy nasze badania tylko do ofiar wypadków drogowych, to podwyższenie kwot mandatów może zmniejszyć ich liczbę. Przypominam jednak, że mniejsza prędkość, poniżej 60 km/h generuje dużo więcej spalin, co przyczynia się do chorób i zgonów.
- Idąc dalej tą ścieżką,
doprowadzimy do tego, że ruch samochodowy przestanie istnieć i przerzucimy się na jazdę konną.
A z kolei, statystyki z dziewiętnastowiecznego Londynu pokazują, że
ruch konny generował znacznie więcej wypadków niż obecny ruch samochodowy.