fot. East News
W ostatnią niedzielę włodarze kilku z największych klubów piłkarskich w Europie (Manchester United, Manchester City, Liverpool, Chelsea, Arsenal, Tottenham, Real Madryt, Atletico Madryt, FC Barcelona, Juventus, Inter i AC Milan)
ogłosili powstanie tzw. Super League.
Rozgrywki miałyby być konkurencją dla
Ligi Mistrzów,
międzynarodowej ligi utworzonej z inicjatywy UEFA.
Nowe rozgrywki docelowo mają zrzeszać 20 drużyn i w przeciwieństwie do LM byłaby to liga zamknięta, na wzór amerykańskich lig NBA czy NFL
.
To właśnie ekskluzywność rozgrywek wzbudza największe kontrowersje. Oznacza to, że mniejsze kluby zostaną całkowicie wykluczone z gry o najwyższą stawkę. Giganci nie chcą się dzielić pieniędzmi ani z piłkarskimi kopciuszkami, ani z UEFĄ.
Władze UEFA jednoznacznie potępiły projekt
i zapowiedziały, że wszystkie kluby planujące udział w Superlidze mogą zostać wykluczone z Ligi Mistrzów już w tym (trwającym) sezonie.
"UEFA, wszyscy członkowie oraz wszyscy miłośnicy piłki będą trwali razem i staną do walki z tym ruchem, używając wszelkich możliwych sposobów. Wiemy, jaka jest stawka i będziemy chronić piłkę nożną przed samolubnym klanem, który nie dba o rozgrywki" - czytamy w komunikacie.
Jednak europejskie i światowe władze piłkarskie trudno uznać za wiarygodne. W Lidze Mistrzów zawsze istniał podział na "równych i równiejszych", często przymykano oko na działania bogatych klubów.
Kibice i dziennikarze zwracają również uwagę na wątpliwe etycznie Mistrzostwa Świata w Katarze, które odbędą się w 2022 roku.
Przy budowie stadionów zatrudnieni są kiepsko opłacani robotnicy z biedniejszych krajów, którzy pracują w fatalnych warunkach.
The Guardian
informował o tysiącach ofiar.
Florentino Perez,
prezes Realu Madryt argumentował chęć zorganizowania Superligi "stratami finansowymi i pójściem z duchem czasu".
Według Hiszpana rozgrywki przestały być też atrakcyjne dla młodszych odbiorców.
- W dwa sezony Real stracił 400 milionów euro, a wszystkie ligi pięć miliardów euro. Trzeba zrekompensować straty za pomocą wystarczająco atrakcyjnych spotkań. Piłka nożna musi się rozwijać, powinna iść z duchem czasu.
-
Opracowaliśmy analizy, wedle których 40 procent ludzi poniżej 24. roku życia nie interesuje się piłką nożną. Spotkań jest bardzo dużo, ich poziom spada, a młodzi mają inne zainteresowania.
W Lidze Mistrzów można otrzymać 100 milionów euro, a w Superlidze od 400 do 500 milionów. Chcemy, aby te środki trafiły też do innych klubów i pomogły
uratować piłkę nożną.
Współpracę z Superligą potwierdził finansowy gigant - JP Morgan.
Za kulisami mówi się, że JP Morgan wyłoży na początek
5 miliardów dolarów.
Ciekawe też może wyglądać sprawa praw telewizyjnych do transmisji Superligi. Pojawiają się głosy, że aby nadążyć za "duchem czasu", mecze będą pokazywane, na którejś platformie streamingowej. Mowa jest nawet o zainteresowaniu Facebooka.
Co ciekawe, występu w Superlidze odmówił Bayern Monachium (w którym gra
Robert Lewandowski)
i dotowany przez katarskich szejków, francuski
PSG
.
Komentatorzy zwracają uwagę na fakt, że problematyczna sytuacja w jakiej znalazły się kluby (liczne długi) jest winą samych władz klubów. Wielkie kluby powodowane chciwością same zepsuły rynek.
Kibice podchodzący do futbolu w bardziej emocjonalny i "romantyczny" sposób rozpoczęli protesty.
Piłka nożna od początku była rozrywką ubogich klas i robotników. Z biegiem czasu, zyskując na powszechności i stając się praktycznie najpopularniejszym sportem na świecie, klubami zainteresował się wielki kapitał. Komercjalizacja futbolu stała się faktem, a dziś jedną z największych kwestii są prawa telewizyjne do spotkań niż faktyczni kibice na meczach.
Czy to, co się dzieje w piłce nożnej, nie jest doskonałym przykładem zasady "socjalizm dla bogatych, bezwzględny kapitalizm dla reszty"? - zastanawia się w swoim poście publicysta
Tomasz Markiewka.