fot. Facebook
Santad, mieszkaniec prowincji Prachuap Khiri Khan
w Tajlandii
przez trzy miesiące
nie otrzymywał swojej poczty
. Ponieważ pytania i skargi na poczcie nie przynosiły efektów, postanowił poszukać pomocy w mediach społecznościowych.
Na facebookowej grupie zrzeszającej
80 tysięcy mieszkańców prowincji
zapytał, czy ktoś jeszcze ma podobny problem:
"Od miesięcy
czekam na ważne listy
: wyciągi bankowe, dokumenty podatkowe. Pytałem już wszędzie i nie wiadomo, co się z nimi dzieje.
Złożyłem mnóstwo skarg w urzędzie pocztowym
, ale bez odzewu".
Okazało się, że podobny problem ma
wielu mieszkańców dystryktu Bang Saphan
. Jeden z nich opisywał, że został prawie aresztowany za niestawienie się w sądzie, a po prostu nie otrzymał wezwania.
Gdy sprawa stała się głośna, Santad
dostał adres listonosza
od firmy, która na podstawie umowy z pocztą zajmuje się dostarczaniem korespondencji.
W jego domu znalazł tysiące niedoręczonych listów.
Jak się okazało, listonosz został zatrudniony przez firmę
siedem miesięcy temu
, ale od początku przełożeni nie byli zadowoleni z jego pracy. Gdy
zorientował się, że prawdopodobnie nie przejdzie oceny pracy
, którą robi się po sześciu miesiącach, po prostu
przestał roznosić pocztę
.
Firma odpowiedzialna za doręczanie poczty przeprosiła już za sytuację i tłumaczyła ją
"osobistymi problemami" listonosza
. Urząd pocztowy obiecał, że wkrótce wszyscy otrzymają zaległą korespondencję.