fot. Facebook @lkasperpiechatzek, @WandaNowickaPoslanka, @Paulina Butkiewicz
W mediach społecznościowych pojawiły się wpisy oskarżające
posłankę Lewicy o mobbing i wyzyskiwanie współpracowników
. Wszystko wskazuje na to, że chodzi o
Wandę Nowicką
. Byli pracownicy zarzucają jej m.in. nakładanie kolejnych obowiązków przy jednoczesnych obniżkach pensji, problemy z wypłatami wynagrodzeń, roszczeniowość i wymaganie dostępności 24/7. Sama posłanka póki co nie odniosła się do zarzutów.
Jako pierwszy swoją historią podzielił się w sieci
Kasper Piechatzek
, który działał w Wiośnie Roberta Biedronia od 2019 roku, z list Lewicy w Zabrzu kandydował w wyborach do Sejmu w 2019 i 2023 roku. Podczas pandemii trafił do pracy do biura poselskiego posłanki Lewicy. Z podanych przez niego, a następnie kolejną byłą pracowniczkę biura informacji wynika, że chodzi o Wandę Nowicką. W sieci można znaleźć m.in. ich wspólne zdjęcia.
Piechatzek opisuje, że perspektywa działalności w biurze posłanki Lewicy "wydawała się być przyjemnością". Rzeczywistość jednak pokazała coś innego.
"Najpierw na chorobowe przeszła moja koleżanka, zostałem sam z prowadzeniem biura poselskiego. Kiedy Pani Posłanka była na miejscu, ja r
obiłem za jej szofera, konsierża, służbę, taksówkę, atlas informacyjny, obsługę social mediów
i inne tego typu czynności, które przecież wykonuje pracownik biura poselskiego. Wiele rzeczy robiłem więcej - bo chciałem, ale potem zaczęto tego ode mnie wymagać jako standardu. Co więcej, już po pierwszym miesiącu współpracy zmieniło się jej nastawienie, stała się roszczeniowa, opryskliwa oraz strasznie przewrażliwiona na wiele rzeczy, na które wcześniej nigdy nie zwracała uwagi. Doszło do tego, że w momencie kiedy słyszałem dzwonek telefonu (prawdopodobnie od niej), przeżywałem mini atak paniki" - pisze Piechatzek.
"Skończyło się tak, że
przez dużą część tego czasu zarabiałem 1400 zł
, byłem dostępny praktycznie ciągle pod telefonem, żyłem w permanentnym stresie, ledwo wiązałem koniec z końcem, a w międzyczasie próbowałem ogarniać studia. Było ciężko, szczególnie w pandemii, kiedy o inną pracę było ciężko. Po zakończeniu studiów pracowałem tam dalej, zadeklarowałem dostępność w godzinach popołudniowych, ponieważ po zakończeniu studiów znalazłem pracę na pełen etat".
Piechatzek opisuje, że gdy zepsuło mu się auto i nie musiał już wozić swojej szefowej, ta obcięła mu pensję o 200 zł. Jednocześnie wydawała ogromne kwoty np. na wysyłkę ulotek i sfinansowanie swoich publikacji.
"W pewnym momencie byłem już w tak złym stanie psychicznym, wykończony wiecznymi pretensjami, przepracowany oraz kompletnie zdyskredytowany (80% rzeczy, które robiłem - były rzekomo robione źle), że wybrałem się do specjalisty. Szanowna Pani Doktor "pogratulowała" mi
wypalenia zawodowego
w wieku 25 i zaleciła zmianę pracy. Pracę zmieniłem".
Piechatzek relacjonuje również, że prawie wszyscy pracownicy byli zatrudnieni na umowach śmieciowych, a niektórzy mieli problem z otrzymaniem wypłat. Przy okazji opisuje też relacje z innymi liderami Lewicy w regionie, którzy np. mieli popierać konkurencyjnych kandydatów w wyborach samorządowych.
"Czy tak ma wyglądać lewicowa polityka? Śmieciówki, mobbing, hipokryzja, brak podmiotowości i realizacji postulatów? No nie wiem, ja się na to nie piszę" - podsumowuje.
Wkrótce głos zabrała również była asystentka posłanki,
Paulina Butkiewicz
.
"Nie pracowałam długo, ale mimo przepracowanych niespełna 3 miesięcy
nabawiłam się ataków paniki
widząc twarz owej towarzyszki oraz strachu przed rozmowami telefonicznymi. Byłam traktowana jak śmieć, ciągle podważane były moje kompetencje. Roszczeniowość pani W.N. doprowadziła mnie do załamania nerwowego i problemów z pewnością siebie. Sama praca była tragiczna, wynagrodzenie 1/2 etatu. Bo jak twierdziła Vipka do biura jeżdżę tylko 3 razy w tygodniu, jednak chyba umknęło jej to, że pracuję dla niej zdalnie 24/7. Potrafiła dzwonić z każdą jedną pierdołą, jak literówka czy samodzielnie dodany post na tik tok, z nie cenzuralną muzyką. Bo sama nie potrafiła tego poprawić. Sam fakt biorąc pod uwagę jej stanowisko wydaje się komiczny jednak nie dla pracownika, który dostaje telefon o 6 rano gdzie pracę zaczyna o 9. Telefonów potrafiło być nawet i 30 jeśli nie został odebrany" - relacjonuje.
"Pojawił się również problem z wypłatą wynagrodzenia, gdyby nie dobre serce pracowniczki biura poselskiego (która już też nie pracuje), pewnie nie zobaczyłabym go na oczy. Odeszłam z pracy, ponieważ wydarzyła się w moim życiu tragedia (śmierć przyjaciela). Pani Poseł nie zaważając na mój stan psychiczny powiedziała, że trzeba zostawiać w pracy dobre wrażenie po sobie i mam skończyć pisanie publikacji… Za co oczywiście nie dostałam dodatkowego wynagrodzenia. O brak zasięgów obwiniała mnie a nie to, że wybierane przez nią tematy są po prostu nie ciekawe. Wybierała tematy które były nie zbyt naglące, a kiedy pojawiało się coś, gdzie mogłaby użyć swoich wpływów, twierdziła że nie jest w stanie nic zrobić.
Potwierdzam każde słowo Kaspra, Pani Poseł to krypto Kapitalistka mającą parcie na uwagę i zdobywa zasługi rękoma swoich pracowników"
.
Wanda Nowicka oraz klub Lewicy póki co nie skomentowali oskarżeń.
Posłankę poprosiliśmy o komentarz, jednak nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Poniżej publikujemy natomiast naszą rozmowę z Kasprem:
donald.pl: Dlaczego tyle to trwało? Można mieć nadzieję, że to trudny okres, trudny miesiąc, trzy miesiące. Dlaczego nie rzuciłeś tego wcześniej?
Kasper: Jak u niej pracowałem, to byłem studentem. Moja mama wyjechała do Niemiec, moi rodzice się rozwodzili, utrzymywałem się z tego co mi wysłała mama i dodatkowo z wypłaty z biura. W trakcie studiów jeszcze zaskoczyła mnie pandemia, więc ciężko było znaleźć coś innego.
donald.pl: W twoim wpisie nie piszesz wprost, że chodzi o posłankę Wandę Nowicką, chociaż jest to łatwe do sprawdzenia. Nie poszedłeś też do sądu partyjnego.
Kasper: Nie chciałem, żeby to był post o Wandzie Nowickiej, tylko o generalnie patologiach i hipokryzji elit Nowej Lewicy. Wyszło jak wyszło, pisałem pod wpływem emocji. Wciąż to wszystko we mnie siedzi. Ktoś, kto nigdy nie przeżył mobbingu, mógłby stwierdzić, że to przecież nic takiego. Ale jak ktoś przez blisko dwa lata zaprzecza twoim kompetencjom, sugeruje, że jesteś do niczego, traktuje cię w sposób, jaki opisałem, to wykształca się u ciebie takie twierdzenie, że może to jednak była moja wina, może ja coś robię źle.
donald.pl: Czyli nie szukasz satysfakcji i nie będzie jakiegoś ciągu dalszego?
Kasper: Jestem skrajnie bezkonfliktową osobą, nie znoszę się kłócić, obrzucać błotem czy brać udział w jakiś przepychankach, jeśli nie muszę. Normalnie bym odpuścił, ale po mnie były jeszcze dwie dziewczyny, które przeżyły ten horror. Dziś jestem w innym miejscu w swoim życiu, w partii już nie jestem, mam pracę, w której jestem doceniany i zmieniam miejsce zamieszkania. Jest to dla mnie takie symboliczne zerwanie z tym wszystkim, co przeżyłem i całym tym cyrkiem, który śmie się nazywać Lewicą. Boję się również zemsty, bo jednak zarzuty są mocne, niby mam jak to udowodnić, ale przeżywanie tego horroru znowu w sądzie, to nie jest perspektywa, która napawa mnie entuzjazmem.
donald.pl: Pisałeś o wożeniu posłanki swoim Seicento w gazie. Ile pali?
Kasper: Seicento w gazie pali 6 l na 100km, ale potem musiałem dolewać co najmniej 2L oleju na tysiąc km.
donald.pl: Ale bestia (w sensie Seicento, nie posłanka). A skąd wiesz, że mogła wam płacić więcej? Może nie mogła?
Kasper: Bo to łatwe do sprawdzenia, spokojnie mogła. jej wydatki biurowe. Są dostępne na stronie sejmu. Wystarczy spojrzeć na tabelkę "ogłoszenia i korespondencja", a potem wynagrodzenia Za lokal w Zabrzu płaciła koło 3 stów za miesiąc z ogrzewaniem. W Gliwicach chyba niecałe dwa tysiące.