Onet opublikował wywiad Izabeli Koprowiak z
Józefem Wojciechowskim
- deweloperem, miliarderem i prezesem J.W. Construction. Choć sama rozmowa została przeprowadzona w 2020 roku, jest częścią niedawno wydanej książki Koprowiak
Chwila z
.
"Do jego posiadłości nad Zalewem Zegrzyńskim prowadzi aleja Wojciechowskiego. Tak właśnie nazywa się ulica, którą były właściciel Polonii Warszawa zatytułował swoim nazwiskiem. Willa z witrażami w oknach, prywatną halą do tenisa, do której właściciel JW Construction stara się schodzić regularnie. Nad tym wszystkim czuwa sztab ochroniarzy. Pilnują, by na teren nie dostał się nikt nieproszony. W garażu Józefa Wojciechowskiego podobno stoją bentley i hummer, pierwszy kierowca wozi go do pracy, drugi służy do transportu dzieci do szkoły. Jego dumą przez wiele lat był jacht, na nim podejmował szereg decyzji. Ma też prywatny odrzutowiec, na pokładzie którego kucharz urządza gotowanie na żywo, a barek mieści niezliczone ilości trunków. Oto świat jednego z najbogatszych Polaków" - brzmi wstęp do rozmowy z miliarderem.
Wywiad dotyczy głównie tematów sportowych, Wojciechowski, który w latach 2006-2012 był właścicielem Polonii Warszawa opowiada, że ten okres był dla niego bardzo stresujący, bo do prowadzenia klubu podchodził "zbyt emocjonalnie". Wyjaśnia też, dlaczego w 2016 roku wziął udział w wyborach na
prezesa PZPN
:
- Przyjechał Radek Majdan z kilkoma osobami i zaczęli namawiać.
To był czas, w którym, muszę przyznać, trochę mi się już nudziło
.
Miliarder wspomina również dzieciństwo i lata spędzone w rodzinnym domu. Opowiada, że
zawsze "chciał być najlepszy"
.
- Marzyłem, by wyjechać, przedostać się do cywilizacji. To były lata powojenne, panowała bieda. Gdzie mogłem, starałem się udowodnić, że jestem najlepszy, ale możliwości były ograniczone. (...) Potrafiłem wszystko. Szybko wyjechałem do internatu, w jednej sali mieszkaliśmy w 29 osób. Trzeba było sobie radzić, walczyć o swoje. Nie lubię wspominać tamtych czasów. Chciałem jak najszybciej wydostać się z tego marazmu.
Najpierw Wojciechowski wyjechał do Szwecji, a następnie do
Stanów Zjednoczonych
.
- W Ameryce byłem milionerem w dolarach, ale to był krótki okres, tamtych pieniędzy nawet nie poczułem. Krążyły z jednego konta na drugie. Żeby biznes się kręcił, musiałem produkować lepiej i taniej, a do tego sprawić, by ludzie to dostrzegli. Przeżyłem dwie recesje, na które nie byłem przygotowany. W wieku 36 czy 37 lat straciłem wszystkich klientów, firma upadła. Pozbierałem, co zostało i otworzyłem nowy biznes: produkcję fabryczną. Dzięki temu poznałem budownictwo od podstaw, posiadłem wiedzę, jakbym skończył doktorat w tej dziedzinie. Po kilku latach okazało się, że zysk jest za mały, że mogę dreptać w tym do końca życia i się nie dorobić. Nie o to chodziło. Postanowiłem więc, że
będę budował domy na Florydzie dla bogatych klientów.
To był strzał w dziesiątkę - opowiada.
Przyznaje jednak, że bogaty poczuł się dopiero w Polsce.
Zarabiałem 300-400 tys. dol. rocznie, na Amerykę to za mało, by być prawdziwym milionerem.
Poczułem się bogaty na początku XXI wieku, już w Polsce.
Jego zdaniem lepiej być jednak bogatym w Stanach Zjednoczonych.
- Myślę, że w Stanach. Kiedy ludzie widzą majętnego człowieka, podchodzą do niego z szacunkiem, chcą nawiązać kontakty prywatne i biznesowe. Dla Amerykanów pieniądze są wyznacznikiem wysokiej inteligencji. Jak to mówią Żydzi: "pieniądze nie biorą się z dużych przychodów, ale dużych oszczędności".
W Polsce majętnych ludzi tak się nie szanuje.
Przyznaje, że na co dzień "wydaje ile chce", ale "z szacunkiem do pieniędzy".
- Sześć–siedem lat temu płynąłem jachtem na Bahamy. Przechodziłem przez kasyno, zauważyłem punkt z cygarami. Akurat się kończyły, poprosiłem o trzy. Kiedy usłyszałem cenę trzykrotnie przewyższającą ich wartość, zwróciłem je.
Było mnie stać, mógłbym kupić całe kasyno, jednak nie lubię przepłacać
- mówi.
Józef Wojciechowski z partnerką Patrycją Tuchlińską, fot. East News
Przypomnijmy, że firma Wojciechowskiego J.W. Construction to jeden z największych deweloperów w Polsce. Odpowiada m.in. za tzw.
polski Hong Kong
na warszawskiej Woli - osiedle pełne mikroapartamentów od 18 do 24 metrów kwadratowych.