Wczoraj w sieci zaczęły krążyć screeny opinii na temat
restauracji PIU
znajdującej się na
wrocławskich Bielanach
. Można przeczytać w nich niepochlebne opinie na temat jedzenia i obsługi lokalu. Okazuje się, że klienci w odpowiedzi od właściciela otrzymali stek obelg i wyzwisk.
W jednym z komentarzy krążących w sieci właściciel knajpy nazwał swoją klientkę wieśniarą, którą by zadowolić "trzeba nasrać w talerz".
Okazuje się, że to
nie pierwszy raz, kiedy właściciel knajpy odpowiada w tym stylu
. Podobne komentarze pojawiały się już w 2016 roku. Wówczas właściciel restauracji Marek Szczerba nazywał swoich klientów "wieśniakami", czy "śmieciami".
Redakcja serwisu PRoto w 2019 roku postanowiła skontaktować się ze Szczerbą i zapytać go o to, w jaki sposób komunikuje się ze swoimi klientami.
- Ludzie najbardziej oceniają ceny - to ich najbardziej boli. Każdy, kto przychodzi do restauracji, bierze do ręki kartę i zamawia z niej dania, więc dla mnie opiniowanie mnie negatywnie po wyjściu z lokalu jest beznadziejne, tragiczne.
Ludzie roszczą sobie prawo do krytykowania mnie za moje ceny, choć wcześniej zamówienie im pasowało
. Podobnie, jeżeli ktoś mówi, że jedzenie nie było najlepsze, choć wcześniej zjadł wszystko. To jest znowu oszustwem, bo wylizał talerz, a potem mówi, że jedzenie nie było najlepsze. Ale ja oczywiście nie daję gwarancji smaku, bo każdy ma inne preferencje, jednemu coś może smakować, a drugiemu nie. Daję gwarancję czystości, jakości i uczciwości - mówił Szczerba.
- Każdy ma prawo zadzwonić do mnie, jeśli nie ze swojego telefonu, to z tego w restauracji, i się poskarżyć. Proszę mi wierzyć, że przez te dziesięć lat dostałem kilkadziesiąt SMS-ów z podziękowaniami, dwa telefony z podziękowaniami, ale tylko jedną skargę od mężczyzny, który urządził sobie biuro w naszej restauracji i przez kilka godzin przyjmował w niej klientów, a zamówił tylko herbatę. Za 12 zł urządził sobie u nas biuro, rozłożył się z komputerami i przyjmował ludzi. Kiedy kelner zwrócił mu uwagę, zadzwonił do mnie i obrażał mnie za to, że dopuszczam do takich sytuacji, że u mnie jest takie chamstwo w restauracji. A więc cham skończony zarzuca mi chamstwo. Proszę mi powiedzieć, jak w takim przypadku ja mogę zareagować jako biznesmen, jako właściciel? No bo ta restauracja na końcu jest biznesem.
Ja to robię z zamiłowania od 32 lat. Kocham, szanuję ludzi - fajnych ludzi, nie szanuję tych niefajnych ludzi
. Do mnie trzeba podchodzić z szacunkiem, żebym ja szacunek okazywał. Uważam, że mam bardzo zdrowe podejście do relacji - dodał.
Szczerba przyznał także wówczas, że na
chamstwo odpowiada chamstwem
:
- Ten człowiek, który napisze do mnie »super« prawdopodobnie nie zostawi mi opinii, bo nie ma na to czasu czy ochoty. Natomiast chamisko, które jest nastawione na konflikt, na konfrontację ze mną, będzie to rozdmuchiwało wśród swoich znajomych. Moje chamstwo jest reakcją na chamstwo innych. Uważam, że każdy ma prawo do komentarza, ja sam komentuję, ale wydaję opinie albo bardzo negatywne, albo bardzo pozytywne. Nigdy nie starałem się jednak ocenić żadnej restauracji we Wrocławiu, a bywam we wszystkich. Żeby ktoś sobie nie pomyślał, że ja krytykuję innych. A jestem znanym krytykiem, ja jako Marek Szczerba jestem znanym krytykiem, despotą jakościowym. Można powiedzieć, że to już jest po części despotyzm z mojej strony, bo ja nie godzę się na bylejakość. Tam, gdzie inni przymykają oczy, ja oka nie przymykam - powiedział.
Oprócz tego właściciel tłumaczył swój język tym, że jest emocjonalnym człowiekiem:
-
Jestem jednak do bólu szczerym i emocjonalnym człowiekiem
. Powinienem olać te opinie i napisać, że przepraszamy. Ale nikt nie powinien mieć prawa do oceny, jeśli nie ma zweryfikowanego konta i adresu. Żyjemy w tragicznym świecie, gdzie można kogoś bezpodstawnie zniszczyć. Mam 56 lat i chcę wiedzieć, kto dokładnie mnie szkaluje - mówił wówczas Wyborczej Szczerba.
Recenzje i odpowiedzi na nie zniknęły już z facebookowego profilu restauracji. Pojawiają się jednak nowe, w których internauci próbują sprowokować właściciela do kolejnych komentarzy: