W listopadzie w duńskim regionie Jutlandia wybito ponad 15 milionów norek hodowlanych. Decyzja ta była spowodowana zmutowaniem koronawirusa, który zaczął przenosić się na ludzi.
"Dalsze utrzymywanie hodowli norek stanowi wysokie ryzyko dla zdrowia publicznego tak w Danii, jak i za granicą” - podkreślała
Kåre Mølbak
, przedstawicielka duńskiej agencji kontroli chorób zakaźnych.
Opozycja zarzuciła rządowi, że decyzja o wybiciu norek jest nielegalna. Politycy opozycji ostrzegali też, że będzie to cios dla gospodarki, Dania jest bowiem największym eksporterem futer z norek na świecie.
W związku z tą decyzją ze stanowiska zrezygnował minister żywności
Mogens Jensen
. Na ulicę Kopenhagi wyjechały traktory, żeby zaprotestować wobec bezprawnej według rolników decyzji rządu.
"W Danii umarło państwo prawa"
- brzmiało jedno z głównych haseł protestów.
Ostatecznie, rząd porozumiał się z mniejszymi partiami i zdołał uchwalić ustawę, która zezwala na obój norek, a także formę rekompensaty dla hodowców - 30 koron duńskich za zwierzę.
W trakcie trwania uboju stwierdzono, że kryzys zażegnano, a zmutowany wirus przestał się rozprzestrzeniać. Niestety, hodowcy zdążyli wybić już 10 milionów norek.
Mette Frederiksen
odwiedziła w czwartek jedną z ferm Jutlandii. Premier przeprosiła i w pewnym momencie otarła łzy:
- Żałuję, że rząd nie posiadał mandatu prawnego - powiedziała.