Youtuber
Sylwester Wardęga
pod koniec sierpnia zorganizował
wyjazd na Islandię
, na który zabrał swoich widzów. Kilka dni temu na YouTubie opublikował film z wyprawy pt.
Zorganizowałem niebezpieczną wyprawę z widzami (żyją)
. Film wywołał jednak sporo kontrowersji. Wardęga został oskarżony o
kradzież pomysłu i narażenie uczestników wyprawy na niebezpieczeństwo
.
Wpis na temat wyprawy Wardęgi zamieścił na Facebooku
Maciek Budzich
, miłośnik krajów skandynawskich i organizator wycieczek po Islandii. Okazuje się, że dwa tygodnie wcześniej
Wardęga był uczestnikiem na jego wyprawie
, która miała dokładnie taką samą trasę jak wycieczka zorganizowana potem przez youtubera. Budzich twierdzi, że na wyjeździe Wardęga był zupełnie nieprzygotowany.
"Obejrzałem ten film z lekkim niepokojem, a przede wszystkim z niesmakiem. Z niepokojem i niesmakiem, bo nagle
widzę Sylwestra Wardęgę, organizującego "niebezpieczną wyprawę z widzami" na tej samej trasie, którą robił pod moją opieką dwa tygodnie wcześniej, a na której pojawił się kompletnie nieprzygotowany.
Na taką trasę zabiera ze sobą ludzi, w liczbie, którą trudno jest ogarnąć jednej osobie" - pisze Budzich.
Dalej w swoim wpisie wskazuje, że na swoje wyprawy zabiera głównie amatorów, więc maksymalnie dba o ich bezpieczeństwo, przygotowuje poradniki, sprawdza ekwipunek i podczas szlaku treningowego ocenia możliwości uczestników wyprawy. Budzich zaznacza też, że istotne jest przygotowanie na każde warunki atmosferyczne, zarówno na duże słońce, jak i nawet niebezpiecze burze śnieżne.
"Na takim szlaku okazuje się, że
Wardęga nie zabrał ze sobą ani czapki i rękawiczek
("bo tak", "bo przecież lato") - przypominam, idziemy w góry, w śnieg, ze zmienną pogodą i śpimy pod namiotami. Serio, myślałem, że to żart z tymi rękawiczkami i czapką, w poradniku oznaczone są wyraźnie jako niezbędny ekwipunek - kupiliśmy jakieś w drodze na szlak. "Bo przecież lato" ale nie wziął ze sobą też kremu na słońce (również opisanym w poradniku jako niezbędny). Był jedynym gościem z dotychczasowych wypraw, który na drugi dzień ciągle uskarżał się na ból głowy, przegrzanie i "chyba dostałem lekkiego udaru słonecznego" i nie potrafił tego połączyć z brakiem kremu - czytamy we wpisie Budzicha.
"Z lekkim niepokojem i niesmakiem obejrzałem ten film, bo
za organizowanie "niebezpiecznych wypraw z widzami" zabiera się gość, który dwa tygodnie wcześniej jako jedyny z całej ekipy chował się w nocy przed zimnem w ogrzewanych domkach
, a pierwszy raz namiot rozbił na przed ostatnim etapem szlaku, po to, żeby mieć w końcu jakiś materiał wideo pokazujący, że jest Indiana Jonesem i prawdziwym twardym wikingiem sypiającym pod namiotem. (...)
Z niepokojem patrzyłem na ten film pamiętając jak Wardęga odłączył się od grupy
i postanowił dotrzeć do naszego obozowiska korzystając z… google maps i opcji "idę pieszo". Na górskim szlaku - google maps (...). I w końcu, z największym niesmakiem i zdumieniem obejrzałem film z wyprawy Wardęgi, ponieważ totalnie i bezczelnie skopiował cały mój pomysł na ten szlak i całe moje kilkuletnie know-how".
Budzich zaznacza, że "nie jest odkrywcą szlaku", ale w przygotowanie trasy włozył mnóstwo pracy.
"Kiedy widzę na filmie, że dwa tygodnie po zakończeniu naszej wspólnej wyprawy Sylwester Wardęga realizuje dokładnie ten sam plan, co do którego nie zrobił żadnego researchu - po prostu podpieprzył gotowca, ba, to nawet zabawne, ale używa dokładnie tych samych zdań, zwrotów, którymi posługuję się na szlaku (serio, jakbym słyszał siebie). Jednocześnie w sieci kreuje się na sumienie polskich youtuberów i influencerów, który wytyka innym hipokryzję, brak oryginalności czy oszukiwanie widzów, to
podskórnie czuję się jest tu coś mocno nie tak
" - pisze Budzich.
"
Kiedy słyszę, że na taką islandzką wyprawę, Sylwester Wardęga zabiera blisko 20 swoich widzów, kiedy kilka tygodni wcześniej był na niej kompletnie nieprzygotowany i zachowywał się zupełnie nieodpowiedzialnie to opadają mi ręce
. Może się uda, może wszyscy przeżyją, przecież ostatnim razem cały czas świeciło słońce" - dodaje.
Na wpis Budzicha Wardęga odpowiada w komentarzach. Najpierw zarzuca przewodnikowi "dużo kłamstw" i grozi, że "
posiada nagrania
, które skrupulatnie rozprawią się z tym, co zostało napisane". W kolejnym komentarzu wylicza m.in., że domek wziął po to, żeby mieć "prywatność i komfort" z dziewczyną i zapewnia, że miał krem UV.
Wardęga zarzuca też Budzichowi, że
"straszy ludzi",
bo szlak nie jest trudny, a trzeba tylko sprawdzać pogodę. Twierdzi też, że uprzedzał przewodnika o tym, że zamierza powtórzyć tą trasę ze swoimi widzami.
"Dlaczego nie powiedziales "nie organizuj", gdy pytalem czy nie masz nic przeciwko bo Ci konkurencję robię? Przecież ja Ci nie ukradnę ludzi, mamy inną grupę docelową. A tak między nami i że szlak jest "hardcorowy" we wrześniu, to zrobiłem go 2 dni temu w październiku.
Przestań straszyć ludzi. Witamy w kapitalizmie
" - kończy swój wpis Wardęga.