"Dyrektywa wyznacza słuszny kierunek jakim jest rozpoznanie odpowiedzialności gigantów Internetu" - pisze
Mateusz Mirys
, polityk Partii Razem. W dłuższym wpisie komentuje kolejne aspekty ustawy i zauważa, ze dyrektywa ma swoje dobre strony. Przede wszystkim zwiększa odpowiedzialność serwisów agregujących treści, czy Facebooka i Google. Zwraca też uwagę, że wszystkie negatywne skutki ACTA 2 są wprawdzie możliwe, ale nie są celem dyrektywy samej w sobie.
A dlaczego nie zadziałała w Niemczech i Hiszpanii, gdzie wprowadzono jej reguły? Bo działać może dopiero, kiedy działa w całej Unii, odpowiada sobie Mirys.
Zamieszczamy poniżej wpis polityka partii Razem, bo jeszcze nam wolno:
W komentarzach
Paweł Ngei
, bloger, zwraca uwagę, że jego dokonania byłyby niemożliwe, gdyby dyrektywa działała. Facebook i Google wytrzymają obciążenia bo są - no właśnie - gigantami. Natomiast wszystkie mniejsze podmioty nie wytrzymają "podatków od linków" i powoływania się na inne treści.
Paweł pisze:
Czy zdajesz sobie sprawę, że tak artykuł 11 jak i 13 może uderzyć nie tylko w gigantów, ale zabić też całkowicie małych blogerów (jak ja)? Prowadzę działalność gospodarczą i co jakiś czas wrzucam na bloga (bez reklam, jednak promującego mnie - jako firmę) wyniki moich badań naukowych, osiągnięcia programistyczne etc.
Mało mnie obchodzi to, że Google i Facebook stracą, jeżeli sam nie będę mógł przez rok linkować / zamieszczać cytatów i odnosić się do artykułów prasowych, a dodatkowo mogę mieć obowiązek założenia filtru na wszystkich komentujących.
Czy może powinienem korzystać tylko z systemu komentarzy firm trzecich?
(Czyli właśnie Facebooka.)
Pomyślałeś też, jak to działa w przypadku niezależnych (jednak proszących o pieniądze na utrzymanie się) sieci społecznościowych jak Diaspora, Friendica, Mastodon? Te przepisy mogą je de-facto
zdelegalizować
.
Regulację należy oprotestować i przepisać. Dobry kierunek nie wystarczy.