Od niemal tygodnia
w Santiago, stolicy Chile
odbywają się
protesty przeciwko pogłębiającym się nierównościom społecznym i rosnącym cenom
. Wczoraj, w największej manifestacji wzięło udział
ponad milion osób
.
Demonstranci mieli transparenty wzywające do reform gospodarczych, politycznych i socjalnych oraz narodowe flagi. Miasto zostało przez nich praktycznie zablokowane.
Do protestu dołączyli również
kierowcy ciężarówek i taksówek
, którzy protestowali przeciwko astronomicznym opłatom za przejazdy drogami ekspresowymi.
Bezpośrednią przyczyną protestów jest kolejna
podwyżka cen biletów za przejazdy komunikacją publiczną.
Jak jednak oceniają eksperci, frustracja w mieszkańcach Chile zbierała się od lat.
W wyniku protestów
po raz pierwszy od obalenia dyktatury Augusto Pinocheta na ulicę wysłano wojsko
, wprowadzono również godzinę policyjną. Na ulicach stolicy, ale również w innych regionach kraju, dochodzi do zamieszek. Sytuacja sprzyja rabunkom i napadom.
Do piątku zginęło 18 osób
, prawie 600 jest rannych, wielu postrzelonych przez policję. Wśród zabitych jest
Polak
, nauczyciel angielskiego, który ożenił się z mieszkanką Chile. Został przypadkowo zastrzelony przez swojego teścia, który w nocy próbował bronić swojego sklepu przed złodziejami.
Chile uznawane jest za
najstabilniejszy kraj w regionie
. Od 1990 roku, po upadku dyktatury, sytuacja polityczna była raczej stabilna, a wzrost gospodarczy szybki. Jako pierwszy kraj Ameryki Południowej dołączyło do OECD. Od niedawna nasilały się jednak głosy o nadużywaniu władzy przez policję i wojsko.