Wczoraj wieczorem Parlament Europejski poparł plan
ograniczenia dopuszczalnej emisji CO2
przez nowe samochody
o 100 procent do 2035 roku.
W praktyce oznacza to, że po 2035 roku miałby obowiązywać pełen zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych. To część planu Fit for 55, którego celem jest redukcja gazów cieplarnianych o 55% do 2030 roku i osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050.
Propozycję PE, która teraz będzie negocjowana z państwami członkowskimi Unii komentował wczoraj, jeszcze przed głosowaniem,
Krzysztof Hołowczyc
. Na antenie RMF FM tłumaczył, że ekologia jest ważna i należy brać ją pod uwagę przy produkcji aut, ale jednocześnie
przestrzegał przed nadmiernym optymizmem
związanym z samochodami elektrycznymi.
- Możemy sobie różne, bardzo piękne cele wyznaczać i chyba bardzo dobrze, że takie cele są. To się bardzo szczytnie nazywa dekarbonizacja, a my powinniśmy walczyć z emisją spalin. I ja się z tym zgadzam, ale zawsze diabeł tkwi w szczegółach i realność wykonania tego dzieła do 2035 roku jest wątpliwa - mówił.
- Powiedzmy sobie szczerze to bardzo piękny moment, gdy samochód jedzie bezemisyjnie, czyli jest w pełni elektryczny, ale należy pamiętać o wielu elementach. Powstanie tego samochodu, później utylizacja, która niestety nieuchronnie będzie czekała te wszystkie samochody, a na koniec, skąd ta energia przychodzi. W Polsce, ciągle z węgla. Prądem będziemy napędzać te samochody, które w samym momencie jazdy są zeroemisyjne, ale w momencie, kiedy będzie dużo różnych czynności wkoło, ta emisyjność zaczyna być problematyczna czy dyskusyjna - podkreślał.
- Rozmawiałem z inżynierami Boscha, którzy twierdzą, że mają tak czysty silnik diesla, który od strony wyprodukowania samochodu i skończenia byłby dużo czystszy od samochodu elektrycznego.
Ale kto w to uwierzy? Kto będzie chciał produkować silniki diesla? Nikt.
Wszyscy wiemy, że jest moda na samochody elektryczne. Ona pozostanie, będzie się rozwijała i będziemy wszyscy krzyczeli, że taki samochód nie produkuje żadnych spalin. Jak już ładujemy ten samochód musimy mieć świadomość, że
elektrownia w jednym czy drugim miejscu musi tysiące ton węgla spalać, żeby te samochody móc naładować
.
W jego ocenie napęd elektryczny pozostanie głównym napędem, ale trzeba zastanowić się, skąd ten prąd będzie pochodził. Przyznał, że dobrym zamiennikiem byłby
wodór
, ale ten jest bardzo drogi w produkcji.
- Mamy jeszcze
baterie
, ale nie zapominajmy, że wyprodukowanie takiej baterii niewiele ma wspólnego z ekologią. A na koniec trzeba pamiętać, żeby ją zutylizować.
Hołowczyc zwracał też uwagę na inne problemy związane z samochodami elektrycznymi, np. na to, że wciąż są "technologicznie niezaawansowane".
- Samochodów elektrycznych na ulicach jest coraz więcej, coraz częściej występują także pożary takich aut, ale nikt o tym nie mówi. Trzymanie pod budynkiem samochodu elektrycznego to ogromne ryzyko. Jest też kwestia pola elektromagnetycznego, które jest w takim samochodzie. To są pytania, na które chciałbym uzyskać odpowiedź od inżynierów tych samochodów.
Zwrócił też uwagę na
problem z infrastrukturą i ładowaniem samochodów w trasie
.
- To jest duży problem w Polsce. Infrastruktura, zatwierdzanie wszystkich projektów, to mogą być nawet wieloletnie próby. A do tego wszystkiego mizernie działający system prawny. (...) Jeżdżę dużo po świecie, kiedyś jak byłem w Stanach, podjechałem po kolegę do firmy i patrzę: 150 ładowarek. To jest właśnie patrzenie w przyszłość.