fot.Radosław Konczyński/ naszemiasto.pl
Tymofia Derkach z żoną Swietłaną i 2,5-letnią wtedy córką Milaną
w styczniu 2015 r. postanowili sprzedać mieszkanie i
uciekać z pogrążonego w wojnie Mariupola.
- Tą ostatnią kropką nad naszą decyzją było, jak
24 stycznia 2015 roku pociski spadły na miasto.
Pomyśleliśmy, że kolejnego dnia możemy zginąć i że nie chcemy żyć w ciągłym strachu. Dzisiaj front jest 10 kilometrów od Mariupola, ale wtedy nie wiedzieliśmy, co będzie. Zastanawialiśmy się, co robić dalej. Może jechać na zachód, Francja, Niemcy?
Wybraliśmy Polskę, bo ludzie podobni, podobny język i mentalność
- opowiedziała portalowi naszemiasto.pl Swietłana.
Ostatecznie rodzina trafiła do Malborka.
Od czterech lat zabiegali o nadanie im statusu uchodźców.
Początkowo Urząd do Spraw Cudzoziemców wydał
decyzję odmowną
, później w ramach odwołania Rada do Spraw Uchodźców utrzymała decyzję urzędu.
W ciągu 4 lat na świat przyszła druga córka, Daria. Niestety,
pod koniec lutego
rodzina otrzymała decyzję, zgodnie z którą ma 30 dni na dobrowolne opuszczenie Polski:
- Ostatnią decyzję odebraliśmy pod koniec lutego i mamy 30 dni na dobrowolne opuszczenie Polski.
Piszą, że możemy zamieszkać na zachodzie Ukrainy.
Ale nie tak łatwo jest przyjechać i wszystko od początku zaczynać, zwłaszcza jak masz małe dzieci i potrzebujesz dla nich opieki medycznej. Milana ma wadę serca, jest pod opieką kardiologów w Gdańsku i ma umówione wizyty. Daria ma nawracające zapalenia oskrzeli. Dzieci to największy skarb. Tutaj mają dobrą opiekę medyczną - powiedziała Swietłana w rozmowie z serwisem naszemiasto.pl
Jeśli rodzina nie opuści Polski w ciągu 30 dni,
Straż Graniczna będzie musiała wszcząć postępowanie o zobowiązaniu cudzoziemca do powrotu.
Jak wyjaśnia rzecznik Urzędu do Spraw Cudzoziemców Jakub Dudziak, dla rodziny jest jeszcze nadzieja:
- W trakcie tej procedury Straż Graniczna bada, czy zachodzą okoliczności uzasadniające wydanie zgody na pobyt tolerowany lub ze względów humanitarnych.
Rodzina prosi o pomoc prawną
w dalszym postępowaniu związanym z możliwością pozostania w Polsce:
- Nie chciałam być "gwiazdą" Malborka. Naprawdę jest mi z tym ciężko, że wszyscy teraz będą na mnie patrzeć, jak zobaczą nasze zdjęcie. Ale trudno.
My chcemy żyć w Polsce jak normalni ludzie, dlatego postanowiliśmy prosić o pomoc
- powiedziała Swietłana Derkach.