fot. East News
Na początku sierpnia
Donald Trump
poinformował, że jego rezydencja Mar-a-Lago w Palm Beach na Florydzie
została przeszukana przez FBI.
Agenci mieli skupić się na biurze i pokojach Trumpa. FBI zależało na pudłach z dokumentami, które Trump przywiózł ze sobą z Białego Domu.
Archiwum Narodowe twierdziło wówczas, że w pudłach, które Trump zabrał z Białego Domu, miały się znajdować przedmioty
"oznaczone jako niejawne
informacje dotyczące bezpieczeństwa narodowego".
Były prezydent twierdził jednak, że przeszukanie jest elementem prześladowania go przez przeciwników, którzy chcą w ten sposób powstrzymać go przed startem w wyborach prezydenckich w 2024 roku.
Ostatecznie podczas przeszukania znaleziono ponad
11 tys. dokumentów rządowych oraz zdjęć agentów FBI
. Wśród akt, które zostały odzyskane, znalazły się dokumenty dotyczące ściśle tajnych operacji USA.
Teraz Washington Post informuje o nowych ustaleniach w sprawie. Powołując się na swojego informatora, który widział dokumenty dotyczące śledztwa, podaje, że w rezydencji Trumpa faktycznie znaleziono dokumenty, które miał
y taki stopień tajności, że nie ma do nich dostępu wielu najwyższych rangą urzędników
administracji Joe Bidena zajmujących się bezpieczeństwem narodowym.
Z dokumentami, które znaleziono u Donalda Trumpa, mogli zapoznać się jedynie pracownicy z odpowiednimi certyfikatami bezpieczeństwa, a także sam prezydent Biden.
Dziennik powołując się na swojego informatora, twierdzi, że
Trump miał zabrać ze sobą dokument dotyczący potencjału militarnego obcego państwa, w tym jego zdolności jądrowych.