fot. www.nj24.pl
W miejscowośc
i Pasiecznik niedaleko Jeleniej Góry
doszło do
niecodziennej sytuacji.
Z pola
złodzieje ukradli przyczepę, na której znajdowały się ule z pszczołami.
Kiedy uciekali, ule zaczęły wypadać z przyczepy.
Wściekłe i zdezorientowane owady pożądliły turystów,
którzy spacerowali po pilchowickiej zaporze.
Na miejscu natychmiast pojawili się strażacy oraz funkcjonariusze policji z Wlenia, którzy próbowali nie dopuścić do kolejnych użądleń. Strażacy zajęli się zabezpieczaniem uli.
Według pszczelarzy
pokąsanych zostało przynajmniej kilkanaście osób, niektóre bardzo dotkliwe.
Okazało się też, że złodzieje mieli wielkiego pecha. Uciekali tak szybko, że nie zważali na przeszkody
i uszkodzili koła przyczepy,
którą ukradli. Musieli więc
porzucić ją w Czernicy.
Dodatkowo
kierowcy, którzy zauważyli rajd przeszczepy z ulami, sami dzwonili na policję sądząc, że wyścigi
urządza sobie jakiś
pijany pszczelarz.
Sami pszczelarze zainicjowali akcję obserwacji uciekających złodziei, zdzwaniając się telefonicznie.
-
Pszczoły zostawały za przyczepą i żądliły wszystko co się ruszało
- mówi w rozmowie z serwisem Nowiny Jeleniogórskie Patryk Waloszczyk ze związku pszczelarzy, który brał udział w pościgu za złodziejami.
Kiedy jechaliśmy, wszędzie - na gałęziach, na słupkach - siedziały pszczoły.
I one już do ula nie wrócą. To jest strata bezpowrotna. Dla przyrody i dla pszczelarza, starszego pana, który jest załamany, tym co go spotkało. Niestety pasieki nie da się ubezpieczyć. Ubezpieczyciele twierdzą, że nie da się oszacować ryzyka - dodaje.
Dzięki zaangażowaniu pszczelarzy policji szybko udało się ustalić sprawców. Okazało się, że złodziei było dwóch
. Jednym z nich był Adrian K. z Chrośnicy, już wcześniej notowany za kradzieże.
fot. www.nj24.pl