Zamieszki w Sofii, 02.09.2020, fot. East News
Wygląda na to, że trwające od ponad półtora miesiąca
antyrządowe protesty w Bułgarii
wchodzą w kolejną fazę. Dziś przed budynkiem parlamentu, który wznowił swoje prace po wakacjach, odbyła się
wielka demonstracja przeciwników premiera Bojko Borisowa
. Doszło do zamieszek i starć z policją, zatrzymano kilkadziesiąt osób.
Bułgarzy żądają dymisji Borisowa, oskarżając go o korupcję, łamanie zasad demokracji i rządzenie według
"mafijnego modelu władzy".
Protestujących popiera prezydent Bułgarii
Rumen Radew
. Tymczasej Borisow wielokrotnie podkreślał, że nie zamierza rezygnować ze stanowiska i właśnie próbuje przeforsować projekt nowej konstytucji.
O początkach i przyczynach protestów w Bułgarii pisaliśmy tutaj:
Dzisiejszy dzień protestujący ogłosili dniem
Wielkiego Powstania Narodowego
. Do stolicy przyjechali demonstranci z całego kraju z transarentami z napisami "dymisja" lub "rezygnacja".
Próbują dostać się do budynku, jednak są blokowani przez policję.
Dochodzi do starć, a funkcjonariusze używają siły i gazu łzawiącego. Szef stołecznej policji w rozmowie z mediami oskarżył protestujących o wandalizm i zapowiedział, że wszystkie ataki będą tłumione.
Według bułgarskich służb podczas dzisiejszego protestu
zatrzymano 40 osób, natomiast 16 rannych trafiło do szpitali
.
Ranny jest również
ojciec Dionizy
, który otwarcie popiera protesty i dziś stał na czele protestujących próbujących dostać się do parlamentu. To popularny duchowny, który często wypowiada się w mediach na tematy polityczne i bierze udział w wielu demonstracjach. Za swoje zaangażowanie był już karany przez Synod Prawosławnego Kościoła Bułgarskiego, a od 2017 roku ma zakaz prowadzenia nabożeństw. Synod w ostatnich dniach w wydanym oświadczeniu zdystansował się od duchownego, podkreślając, że jego poglądy są prywatne i nie mogą być utożsamiane z poglądami Kościoła.