W ostatnich latach o
Shii LaBeoufie
głośno było przede wszystkim z powodu
afer,
w których brał udział. Aktor zmagał się
alkoholizmem,
przez co wielokrotnie uczestniczył w wypadkach samochodowych. Będąc pod wpływem alkoholu, zakłócił także wystawiany na Broadwayu spektakl "Kabaret". Z kolei w 2020 roku o aktorze zrobiło się głośno z powodu
oskarżeń
jego byłej już partnerki FKA Twigs o
przemoc fizyczną, psychiczną i seksualną.
Piosenkarka wytoczyła aktorowi proces. Głos zabrały także inne kobiety, które miały być krzywdzone przez LaBeoufa.
O aktorze ponownie zrobiło się głośno za sprawą filmu, w którym wcieli się w rolę ojca Pio. LaBeouf w rozmowie z biskupem Robertem Barronem stwierdził, że
zaczął wierzyć w Boga, gdy przygotowywał się do roli ojca Pio:
- Po tym wszystkim nie chciałem już żyć. To był wstyd, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem - taki, po którym zapominasz, jak się oddycha. Nie wiesz, gdzie iść. Nie możesz wyjść na zewnątrz, choćby na taco - powiedział.
LaBeouf przygotowując się do tej roli, spędził sporo czasu
w klasztorze kapucynów.
Ważną rolę w jego nawrócenie miało odegrać także
uczestnictwo w łacińskich mszach
sprawowanych w tradycyjnym rycie. Aktor stwierdził, że „Bóg zagrał z nim w trzy karty i wygrał - dla jego dobra”.
- Dotarłem do celu. Już tam byłem, nie miałem dokąd pójść. To był ostatni przystanek mojego pociągu. Nie miałem dokąd pójść - w każdym sensie.
Poznałem ludzi, którzy nagrzeszyli bardziej, niż to mogłem sobie wyobrazić i odnaleźli się w Chrystusie
. To dało mi nadzieję - opowiada.
Shia LaBeouf w rozmowie z duchownym podkreślił, że
teraz czuje się silnie zanurzony w wierze.