fot. czytelnik Jędrzej M.
Wczoraj podczas kontroli
pociągu relacji Kijów-Przemyśl
funkcjonariusze Służby Celnej natrafili na
walizkę
, do której nie przyznał się żaden z pasażerów. O wsparcie poproszono więc
straż graniczną i pirotechników
. Okazało się, że to zwykły bagaż, a w środku znajdowały się m.in. zabawki dziecięce.
Aby jednak ustalić zawartość walizki, konieczna była
ewakuacja
około 500 podróżujących
. Według komunikatów przekazanych mediom przez straż graniczną
zapewniono im komunikację zastępczą
. Jak jednak informują pasażerowie pociągu,
tak się nie stało
, a podczas ewakuacji panował chaos.
Jak podaje
Gazeta Wyborcza
, pasażerowie byli trzymani w zamkniętym pociągu przez 1,5 godziny. Gdy wreszcie ich wypuszczono, otrzymali komunikat, że "muszą radzić sobie sami".
Jak relacjonuje
nasz czytelnik
, który był jednym z pasażerów,
obsługa pociągu nie udzieliła żadnych informacji
. Niektórzy z pasażerów zaczęli dzwonić "na informację". Dowiedzieli się, że do Przemyśla należy dotrzeć
"na własną rękę"
, a tam
"znajdzie się rozwiązanie"
.
"Fart był taki że
podjechał przypadkowy PKS
i zapakowaliśmy się jak sardynki razem z większością ludzi" - relacjonuje. Dodaje, że pozostali pasażerowie
próbwali złapać "stopa", dzwonili po znajomych lub taksówkę
.
PKP Intercity tłumaczy, że
komunikacji zastępczej nie zapewniono, bo pasażerów było za dużo
.
- Pociągiem podróżowało 500 pasażerów. Ze względu na tę frekwencję nie udało się zorganizować autobusowej komunikacji zastępczej. Pasażerom zaproponowano przejazd pociągiem "Przemyślanin", który z Przemyśla wyjechał o 18.36 do Krakowa i kolejnym "Lajkonik" z Krakowa w kierunku Warszawy. Pasażerowie mają możliwość złożenia reklamacji - mówi
Agnieszka Serbeńska
, rzeczniczka PKP Intercity w rozmowie z Wyborczą.
fot. czytelnik Jędrzej M.
fot. czytelnik Jędrzej M.
fot. czytelnik Jędrzej M.