fot. East News / X @wroblewski_m, @SlawomirMentzen
W
Koalicji Obywatelskiej
trwa
kampania przed prawyborami
, które mają odbyć się w piątek. Mierzą się w nich
Radosław Sikorski
i Rafał Trzaskowski. Minister spraw zagranicznych odwiedził wczoraj
Rokietnicę
koło Poznania, gdzie spotkał się ze swoimi sympatykami. W czasie spotkania podziękował swojemu kontrkandydatowi Rafałowi Trzaskowskiemu, że mogło dojść do tej rywalizacji, ponieważ "to pokazuje, że jesteśmy demokratyczną partią":
- Jeśli wygra te prawybory, to ja państwu obiecuje, ja będę na niego pracował, na jego sukces, na naszego prezydenta z pełnym zaangażowaniem. Nie ma co do tego wątpliwości - zapewnił.
Polityk zaapelował o poparcie. Dodał, że w wyborach prezydenckich będzie liczyła się
zdolność przyciągania elektoratu prawicowego
:
- Proszę o państwa poparcie, ponieważ uważam, że Rafał był naszym obiektywnym optymalnym kandydatem w 2020 roku, wtedy gdy rządził PiS, wprowadzał te "deformy" systemu sądownictwa, łamał konstytucję i wtedy stawką była samorządowiec. Dzisiaj stawką jest co innego. Chyba wszyscy wiemy, że te wybory się rozstrzygną nie w pierwszej turze, bo to się udało tylko raz Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, tylko w drugiej turze. A co trzeba zrobić, żeby wygrać w drugiej turze?
Trzeba mieć zdolność przyciągania wyborców na prawo od nas (...) wśród PSL, zwolenników Konfederacji
. W tym elektoracie ja zbieram dwa razy większe poparcie niż Rafał - podkreślał.
Szef MSZ pochwalił się, że posiada taką umiejętność i popierają go sympatycy Konfederacji:
- Znajomy był na spotkaniu u konfederatów, którzy mówią: a,
"Sikor" nie z naszej bańki, ale o Wołyń się upomniał, no i na tych wojnach bywał, to może być
- stwierdził podczas publicznego spotkania.
W dalszej części swojego wystąpienia stwierdził też, że kampania prezydencka będzie "rzeźnią":
- Gdyby przepisem na zwycięstwo było byciem sympatycznym, to Kamala Harris byłaby prezydentem elektem Stanów Zjednoczonych. Okazało się, że człowiek, który jest odważny, który przekonał Amerykanów, że będzie twardszy w sprawie migracji, pokazuje energię i siłę - zbiera prawdziwe głosy, nie tylko głosy w sondażach i wydaje mi się, że to jest też lekcja na tę nadchodzącą kampanię, która
nie będzie tylko brutalna, to będzie rzeźnia
- powiedział.
- Pan Tarczyński, pan Mastalerek pojechali do Stanów Zjednoczonych nie tylko dlatego, żeby pokazać się na wiecu z Donaldem Trumpem, ale żeby załatwić zasoby, zdolności do manipulowania kampaniami, mediami społecznymi, żeby uzyskać wsparcie tamtejszych środowisk prawicowych (...), więc żeby taką kampanię wytrzymać, żeby w takiej kampanii nie polec,
trzeba pokazać charakter, wolę walki, energię
. Stawiam się do państwa dyspozycji, żebyście ocenili, który z nas więcej tego ma - podsumował minister.