fot. Wikimedia Commons
Gazeta Wyborcza
opisała historię 70-latki, którą
FlixBus
zostawił w nocy na stacji benzynowej. Kobieta poszła do toalety, a gdy z niej wyszła okazało się, że jej autobus odjechał. Dalszą podróż musiała odbyć autostopem. Przewoźnik tłumaczy, że autobusy operują według rozkładu, a kierowcy nie mają obowiązku liczyć pasażerów.
Do zdarzenia doszło na początku maja. 70-latka o 21:20 wyjechała FlixBusem z Bukowiny Tatrzańskiej do Katowic. Po około 1,5 godziny autobus zatrzymał się na postój na stacji benzynowej, a kierowca zarządził przerwę. Kobieta poszła do toalety, a gdy z niej wyszła,
zorientowała się, że jej autobus odjechał
.
70-latce próbowały pomóc pracowniczki stacji, dzwoniąc na infolinię. Finalnie kobietę zabrali przypadkowi ludzie, którzy akurat byli na stacji i zawieźli ją do Krakowa. Stamtąd kobieta dalej podróżowała autostopem. Jej bagaż w Katowicach odebrał mąż, gdy zapytał, gdzie jest jego żona, kierowca odpowiedział, że to nie jego sprawa.
W odpowiedzi na pytania
Wyborczej
FlixBus przekazał oświadczenie, w którym wyjaśnia, że jego "model działania" opiera się na zasadach zbliżonych do systemu kolejowego.
"
Autobusy operują według ustalonego rozkładu
, a kierowcy ściśle przestrzegają wyznaczonych czasów przerw oraz tras. Przerwy są wyraźnie ogłaszane, wraz z planowanym czasem postoju, a ich długość jest przestrzegana, aby zminimalizować lub całkowicie wykluczyć opóźnienia na trasie".
Firma przekazała, że w tym przypadku kierowca ogłosił 10 minut przerwy, a i tak czekał 5 minut dłużej.
"FlixBus nie działa na zasadach autobusu czarterowego.
Kierowcy nie mają obowiązku liczenia pasażerów
, zwłaszcza że podróżni, jako osoby dorosłe, mogą zdecydować się na opuszczenie autobusu na dowolnym przystanku lub postoju, nawet jeśli ich bilet obejmuje dłuższą trasę" - wyjaśnia firma.