W gminie Wilczęta
na północnym zachodzie województwa warmińsko-mazurskiego,
ktoś podciął dęby stojące w alei.
200-metrowa aleja dębów przecina dwie działki. W każdym rzędzie jest po około 30 drzew, a
obwód największego z nich to prawie 400 cm
.
34 drzewa zostały podcięte piłą.
Policjanci z miejscowego komisariatu o podcięciu drzew dowiedzieli się już w październiku ubiegłego roku, jednak
nie znaleźli żadnych świadków zdarzenia i nie wykryli sprawców.
Dziennikarze
Gazety Wyborczej
otrzymali anonim
w tej sprawie, z którego wynika, że prawdopodobnym
sprawcą może być rolnik
, na którego działce znajdują się drzewa.
- Nie jest też żadną tajemnicą, bo wszyscy tam wiedzą, że
właścicielem jednej z działek jest rolnik, który mieszka w sąsiedniej wsi, uprawia tę ziemię, a drzewa mu zwyczajnie przeszkadzają i chciał się ich pozbyć
. Przecież wiadomo, że na skutek takiego działania wszystkie te drzewa niebawem będą chorować, obumierać, a w konsekwencji uschną i trzeba je będzie wyciąć. Kto będzie miał z tego korzyść? No właśnie ten rolnik. Bo w żaden sposób nie dostałby zgody na ich wycięcie.
Dziennikarz
Wyborczej
postanowiła
porozmawiać z rolnikiem,
na którego działce stoją drzewa. Wskazuje on innego sprawcę:
-
Działka z dębami jest z komorniczej licytacji. Było na niej 600 tys. zł długu i 25 wierzycieli.
Ośmioro chętnych chciało ją kupić, w tym jakaś kobieta z rodziny dłużnika, więc śmierdziało przekrętem.
Ale to ja wygrałem licytację. Wtedy podszedł do mnie były właściciel i zaczął się odgrażać, że za to, że wygrałem licytację bydło mi powybija
. Jeśli miałbym więc kogoś wskazać, to właśnie jego, bo może chce się zemścić - powiedział rolnik dziennikarce
Wyborczej.
Marcin Kubus prezes Polskiego Towarzystwa Dendrologicznego
w rozmowie z
Wyborczą
przyznaje, że drzewa są w bardzo złym stanie, a sprawca dokładnie wiedział, jak i kiedy je podciąć:
-
Ich stan jest dramatyczny
. Cięcia przebiegające po całym obwodzie mogły spowodować, że wszystkie tkanki przewodzące, działające na zasadzie pompy, zostały w nich przerwane. W takiej sytuacji drzewa żyjące głównie dzięki pracy zewnętrznej części pnia, przestają pobierać wodę i sole mineralne z ziemi. Zaburzony jest także transport z korony do korzeni tzw. asymilatów, czyli produktów fotosyntezy.
To początek umierania drzew, w najlepszym razie zwiększenia podatności na choroby, co w konsekwencji w najbliższych latach i tak doprowadzi do ich śmierci.
Jeśli sprawca zostanie złapany, grozi mu
kara w wysokości nawet 20 milionów złotych.