W poniedziałek minister
Anna Moskwa
była gościem Bogdana Rymanowskiego w programie
Gość Wydarzeń
w programie Polsat News. Polityk wyjaśniła, że nie odczuwa inflacji, ponieważ robi zakupy w
lokalnym sklepie, gdzie "ceny się nie zmieniły"
.
- Robimy zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie ceny się nie zmieniły, za co jesteśmy wdzięczni lokalnemu dostawcy - powiedziała.
Wypowiedź minister zainteresowała polityków i internautów, którzy poprosili Moskwę, żeby zdradziła, w którym sklepie robi zakupy.
Ekipy Polsat News i Interii znalazły sekretną placówkę, do której inflacja podobno nie dotarła. Okazało się, że sklep, w którym Moskwa i jej mąż robią zakupy, również
musiał podnieść ceny
swoich produktów.
- Nas też dotknęła inflacja. Oszczędzamy na tym, że sami przywozimy towar do sklepu. Jestem dostawcą, kasjerem, księgowym i sprzątaczką. Dzięki temu możemy pozwolić sobie na to, żeby ceny w sklepie były trochę niższe, ale i tak są wyższe niż rok, czy dwa lata temu - przyznał właściciel sklepu Stefan Strzelczyk w rozmowie z dziennikarzami.
Dodał, że mimo niskiej marży ceny w porównaniu z ubiegłym rokiem
wzrosły o około 20-25 proc.
- To, co mówi pani minister, że ceny nie poszły do góry, to nieprawda. Musiały wzrosnąć, bo inaczej by się nie dało. [...] Producent podwyższa ceny, to samo robi pośrednik, czyli hurtownia i my też musimy zarobić na pracownika, na siebie, na utrzymanie biznesu - stwierdził.
Sprawę skomentowała także sprzedawczyni pracująca w sklepie, która zdradziła portalom, że klienci są zwykle "zaskoczeni cenami". Przykładowo, chleb kosztował 4,5 zł, dziś jego cena wynosi już 5,6 zł. Natomiast litrowa butelka mleka kosztuje w tej chwili 5,30 zł, a wcześniej kosztowała 4,90 zł.
- Widać, że ludzie oszczędzają, że sobie odejmują. Kiedyś kupowali więcej, bo było taniej. Każdy na czymś oszczędza - oceniła.