Jego autorzy dowodzili w nim, że
Jerzy Zięba to tak naprawdę "produkt polskiej nauki"
.
"Jak to się stało, że nikomu nieznany inżynier górnictwa, po kilkudziesięciu latach w Australii, wraca do Polski i zostaje najsłynniejszym polskim szarlatanem?" - zastanawiali się autorzy.
W tekście wskazywano, że
Zięba zaistniał w środowisku akademickim w Polsce w 2014 roku
, gdy został powołany do "rady naukowej" organizacji
Polska Akademia Zdrowia
. Zięba występował wtedy na konferencjach, obok m.in.
Iwony Wawer
, profesor z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz prof.
dr hab. inż. Leszka Woźniaka
z Politechniki Rzeszowkskiej.
"Choć
Zięba już wtedy wygłaszał poglądy absurdalnie antyszczepionkowe
, żadnemu z naukowców
nie przeszkodziło to w pokazywaniu się razem z nim publicznie"
- czytamy.
W 2015 roku Polska Akademia Zdrowia stała się z kolei się fundatorem Fundacji "Polacy dla Polaków", której prezesem został Zięba. W tym czasie - jak wskazują autorzy -
"jest już celebrytą i towarzystwo profesorów bardzo mu schlebia"
.
W kolejnych latach Zięba brał udział w wielu wydarzeniach organizowanych przez środowiska naukowe. W 2016 wystąpił na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, napisał też z wspólnie z prof. Saneckim z Politechniki Rzeszowskiej
artykuł do czasopisma dla nauczycieli
, który zawierał wiele błędów merytorycznych.
"Przy tak
silnym wsparciu profesury Zięba zyskał miano gwiazdy altmedu
, otwarcie już wygłaszając antyszczepionkowe herezje, a nawet organizując w katowickim Spodku spotkanie ze znanym oszustem Andrew Wakefieldem. Jego książki sprzedały się w ogromnych nakładach wyrządzając szkodę ludziom którzy uwierzyli w głupoty tam zawarte" - podsumowują autorzy.
"Jerzy Zięba, milioner, szkodliwy znachor i antyszczepionkowiec
wydatnie skorzystał na naiwności i ignorancji polskiej kadry wykładowczej
".
Cały wpis można przeczytać
tutaj
.