W poniedziałek media informowały o sprawie
martwych kóz znalezionych w okolicach warszawskiego Mostu Gdańskiego
. 60 kóz było
częścią projektu stołecznego ratusza
, zostały "zatrudnione" do koszenia trawy. Dziennikarze TVP3 Warszawa dotarli jednak do informacji, że
przynajmiej połowa z nich padła
, a martwe zwierzęta były wrzucane do rzeki.
O sprawie wolontariusze z Fundacji Animal Rescue Polska zawiadomili prokuraturę i policję. Śledztwo wykazało, że kozami
"opiekował się" bezdomny.
Mężczyzna zeznał, że zatrudniający go właścicie
l kazał mu zakopywać martwe kozy
i było ponad 20 takich przypadków. Osiem kolejnych kóz miał wrzucić do Wisły. Jak informowały media, zostało 30 kóz, z czego 18 jest w bardzo złym stanie.
Część tych informacji zdementował
Zarząd Zieleni
, który odpowiada za projekt.
"Nieprawdą jest, że na wyspie znajdują się ciała kilkudziesięciu zakopanych zwierząt, jak i to, że część z nich była wyrzucana do Wisły" - napisano w komunikacie.
Potwierdzono jednak, że
w czasie inspekcji znaleziono 12 martwych kóz
.
Właścicielem stada był natomiast pasterz z Józefowa,
Rustam K. z Dagestanu
, który w Polsce mieszka od 10 lat. Jak opowiada w
Super Expressie
, za wypas na podstawie umowy z miastem otrzymywał 12 tysięcy złotych miesięcznie.
- To jakaś tragedia. Od trzech lat prowadziłem wypas kóz w tamtym miejscu na podstawie umowy z miastem.
Dostawałem za to 12 tysięcy miesięcznie
- mówi.
To jemu
prokuratura postawiła zarzuty znęcania się na zwierzętami, za co grożą mu trzy lata więzienia
. Rustam K. nie przyznaje się do winy i
próbuje zrzucić ją na bezdomnego
, którego zatrudniał, prawdopodobnie na czarno.
- Od początku w wypasie pomagał mi Bolesław, bezdomny któremu pomogłem wyjść z nałogu alkoholowego.
Po dwóch latach zaufałem mu na tyle, że w tym sezonie zostawiłem go na wyspie samego. I to prawdopodobnie był błąd z mojej strony
- mówi.
Tymczasem bezdomny opiekun kóz tłumaczył podczas zeznań, że to właściciel stada nie dopilnował swoich obowiązków. Podkreśla, że zwierzęta nie miały wystarczająco dużo pożywienia oraz podstawowej opieki weterynaryjnej.
"Miasto Stołeczne Warszawa nie zwróciło uwagi na to, że w ich projekcie biorą udział nielegalnie przetrzymywane zwierzęta pozbawione ochrony i nadzoru Powiatowego Lekarza Weterynarii gdyż nie są zakolczykowane i nie posiadające numeru stada. Ten błąd ratusza sprawił, że żadne współpracujące z nami gospodarstwo nie mogło ich przyjąć nie ryzykując utraty swojego numeru stada" - czytamy w oświadczeniu fundacji na Facebooku.
Miasto tłumaczy natomiast, że do tej pory w projekcie "nie było żadnych problemów".
- Warszawa ma umowę z właścicielem stada.
Do tej pory nie było żadnych problemów.
W ostatni piątek na miejscu był przedstawiciel Zarządu Zieleni i nie informował o żadnych nieprawidłowościach - mówi
Ewa Rogala
z zespołu prasowego stołecznego ratusza.