fot. East News
Zmiany klimatyczne zachodzące na Ziemi w coraz większym stopniu dotykają Bałtyk.
Najboleśniej te skutki odczuwają rybacy. Jeszcze 35 lat temu z Bałtyku pochodził co piąty łowiony na świecie dorsz, teraz możemy tylko wspominać okres świetności.
W Morzu Bałtyckim kryje się obecnie największa na świecie "strefa śmierci"
. Wszystko przez działalność człowieka. Naukowcy od lat zastanawiają się, jak ratować Bałtyk, ponieważ w jego wodach przydennych, pozbawionych tlenu żyją tylko bakterie produkujące toksyczny siarkowodór.
Wszystko przez zanieczyszczenia wpływające do Morza Bałtyckiego
. Wraz ze ściekami trafiło do niego 20 mln ton azotu i 2 mln ton fosforu. W wodzie masowo rozwijają się drobne glony, które obumierają i opadają na dno. Gdy dochodzi do ich rozkładu, zużywają znajdujący się tam tlen. Słona woda, zdecydowanie mniej natleniona, opada na dno, przez co wytwarzane są takie substancje jak siarkowodór, metan i amoniak.
Ja podaje
Focus
, pomysł na to jak uratować Bałtyk ma
prof. Andersa Stigebrandta z Uniwersytetu w Göteborgu, który uważa, że należały go po prostu natlenić.
By tego dokonać trzeba by wymieszać wodę, a do tego potrzebne jest 100 stacji pomp rozmieszczonych w głębokich partiach Bałtyku i zasilanych z elektrowni wiatrowych.
–
W podobny sposób próbuje się poprawiać jakość wody w małych beztlenowych stawach
. Jednak wystarczy krótka przerwa w natlenianiu i sytuacja szybko wraca do punktu wyjścia. To bardzo energochłonna akcja, która jednocześnie prowadzi do uniesienia się ogromnych ilości zawiesin z dna, wraz ze skumulowanymi tam zanieczyszczeniami – mówi Focusowi prof. Jan Marcin Węsławski, dyrektor Instytutu Oceanologii PAN.
Należy też oczywiście ograniczyć ilość ścieków wpadających do Bałtyku.
Pojawiają się propozycje by ograniczyć inne źródło morskich zanieczyszczeń, czyli nawożenie pól uprawnych, jednak rozwiązanie tego problemu jest bardzo trudne.
Rybacy problemu w mniejszej liczbie ryb w Bałtyku upatrują w fokach.
Domagają się zmniejszenia ich liczebności.
Ryby w Morzu Bałtyckim mają niesprzyjające warunki między innymi również z powodu ocieplania się morza, oraz jego spadającego zasolenia.
Naukowcy uważają jednak, że w Bałtyku nie czeka nas wielka katastrofa ekologiczna. Nie unikniemy jednak poważnych zmian.
–
Nie ma wątpliwości, że Bałtyk będzie się stawał coraz mniej słony.
Wskutek wzrostu temperatury, większego parowania i przenoszenia wilgotnego powietrza znad Atlantyku na obszar północnego Bałtyku zwiększą się opady, co sprawi, że morze będzie coraz słodsze, a woda ulegnie stratyfikacji, czyli podziałowi na warstwy - mówi prof. Węsławski, autor publikacji o przyszłości Bałtyku.
Zgodnie z wyliczeniami Bałtyk w ciągu stu lat upodobni się do Morza Czarnego
i innych zbiorników w strefach ciepłego klimatu. Mają one dwuwarstwową strukturę: na górze znajduje się lżejsza i słodsza woda, na dole cięższa, bardziej słona i zimniejsza.