W połowie sierpnia doszło do nieszczęśliwego wypadku na strzeżonej plaży we Władysławowie. Media informowały o
dzieciach, które topiły się
mimo obecności ratowników i czterech opiekunów kolonii.
Naczelniczka wydziału prewencji puckiej policji komisarz Monika Bradtke poinformowała, że troje dzieci wydostano z wody w stanie dobrym, jedna z dziewczynek nie wykazywała czynności życiowych. Po kilkunastu minutach została przetransportowana śmigłowcem LPR do szpitala w Gdańsku. Lekarze wciąż oceniają jej stan na ciężki.
Sprawę zbadali dziennikarze
Uwagi
TVN. Okazuje się, że w tym roku po raz pierwszy
zastąpiono ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego
pracownikami firmy D.T. Sport, która wygrała przetarg.
- Ta firma wygrała też przetarg na pływalni, w ośrodku przygotowań olimpijskich. Gdzie wcześniej jako WOPR pracowaliśmy 21 lat. Wygrała 1 zł na godzinie - relacjonował Jarosław Radtke, prezes WOPR w województwie pomorskim.
W rozmowie z telewizją tłumaczył, że firma w żaden sposób nie skontaktowała się z ratownikami.
- Sam osobiście podjechałem i rozmawiałem z nimi. Widziałem w nich zagubienie. Patrzyli na mnie i sami się zastanawiali, co oni tu robią. Zadawałem im pytania, na przykład, dlaczego nie mają tablicy, dlaczego coś nie zostało wpisane, a oni nawet nie wiedzieli, co na tych tablicach meteo wpisać. Pytałem, na którym kanale pracują, rozmawiają, a oni odpowiedzieli, że nie mają radia. Komunikowali się telefonami, używając aplikacji WhatsApp - podkreślił.
Dziennikarze dotarli do wyników kontroli MSWiA z grudnia 2021 roku, podczas której
negatywnie oceniono działania firmy
. Uznano, że nie realizuje ona zadań z zakresu ratownictwa wodnego oraz nie gwarantuje bezpieczeństwa osobom przebywającym w wodzie. Kontrolerzy sprawdzili 25 kąpielisk, które zabezpieczała D.T. Sport.
Roman Kużel, burmistrz Władysławowa, stwierdził, że nie będzie rozstrzygał, czy wystąpiły jakieś nieprawidłowości podczas wypadku z udziałem dzieci.
- Od tego są w Polsce odpowiednie instytucje, które mają uprawnienia i dostęp do wiedzy. To one muszą odpowiedzieć na pytanie, czy jakaś nieprawidłowość się odbyła, bo tego dzisiaj nie wiemy - podkreślił.
Natomiast Radtke uważa, że taka sytuacja nie powinna się wydarzyć.
- Pierwszym błędem, jaki został popełniony, to to, że nie było komunikacji między ratownikami, a grupą kolonijną. Przed wejściem do wody powinien być krótki instruktarz polegający na tym, że jak słychać jeden gwizdek, to trzeba patrzeć na ratownika, jak są dwa gwizdki, to trzeba wyjść z wody - dodał.
Prezes WOPR zauważył, że firma zatrudnia masowo obywateli Ukrainy, których "szkolą hurtem". Zdaniem posła Grzegorza Brauna do sytuacji doszło głównie z powodu narodowości ratowników.