fot. Facebook @Maria Magdalena Andrejczyk / X @sport_tvppl
Wczoraj w czasie
igrzysk olimpijskich
zdobyliśmy dwa srebrne medale. Zapewnili nam je siatkarze i bokserka Julia Szeremeta. Fani sportowych rozgrywek upatrywali jeszcze szansy na medal w konkurencji rzutu oszczepem. Tam do finału zakwalifikowała się
28-letnia Maria Andrejczyk
.
Kwalifikacje
nie sprawiły jej problemu, ponieważ już w pierwszym podejściu rzuciła
65,52 metrów
, co jest jej najlepszym tegorocznym wynikiem. Minimum kwalifikacyjne do finału wynosiło 62 metry, a dotychczas jej najlepszy tegoroczny wynik Marii wynosił 63,93 metra.
Zawody finałowe odbywały się wczoraj i niestety naszej reprezentantce
poszło znacznie gorzej
niż w kwalifikacjach do finału. Andrejczyk uzyskała wynik
62,44 metra
, co dało jej ostatecznie
ósme miejsce
. Warto nadmienić, że w sobotę, by zdobyć złoty medal, trzeba było pokonać wynik Japonki Haruce Kitaguchi, która rzuciła oszczepem na odległość 65,80 metra. Srebrny medal uzyskała Jo-Ane van Dyk z RPA z wynikiem 63,93 metrów, a brąz Czeszka Nikola Ogrodnikova z wynikiem 63,68 metra.
Andrejczyk skomentowała swój występ w rozmowie z mediami. Wprost stwierdziła, że "spieprzyła robotę", dodając przy tym, że poziom finału był niski:
- Nastawiałam się, żeby mocno zacząć, ale nie będę owijać w bawełnę -
spieprzyłam tę robotę koncertowo, bo poziom był żałośnie niski
. Strasznie żałuję, że nie udało mi się tej mocy wykorzystać. Wiem, co się fizycznie działo z moim organizmem przed zawodami, więc było to do przewidzenia, że może być różnie - oceniła wicemistrzyni olimpijska z Tokio.
Dodała, że zabrakło jej szczęścia:
- Straszny żal tego, bo poziom konkursu był bardzo niski. Mogłabym się dalej tak biczować, ale wiem, ile przeszłam, gdzie byłam w tamtym roku, z jakiego miejsca wychodzę. Nowa współpraca z trenerem Czarkiem. Zaczynając to w połowie października absolutnie nie wiedzieliśmy, gdzie dojdziemy. Ja rozpoczynając ten sezon, nie wiedziałam, gdzie będę rzucać, bo przygotowania były różne, to była jedna wielka sinusoida. Dotychczas to mój najrówniejszy sezon w karierze. Żal straszny, bo pokazałam bardzo wysoką formę w kwalifikacjach, to też rozbudziło przede wszystkim mój apetyt. Potwierdziło moją wiarę w siebie i w to, że idziemy w dobrym kierunku. Zabrakło szczęścia - stwierdziła Andrejczyk.
Zawodniczka opowiedziała także
o trudnościach, z którymi spotkała się przed startem
. Przyznała, że w ostatnich dniach zmagała się z problemami żołądkowymi, a także gorączką.
- Nikt mi za trudności medalu nie da. Przyznaje się je za walkę i za to, że jest się najlepszym. Rozbieg, który miałam, ćwiczyliśmy z trenerem od zimy. Potrafiłam to biegać na pamięć, na początku w ogóle fantastycznie go biegałam, byłam z tego niesamowicie zadowolona. Przed trzecią kolejką ktoś mi musiał przesunąć znacznik, bo kompletnie nie trafiałam. Wbiegałam i to nie był ten rytm, to nie było to. Wkurzyłam się i przed ostatnim rzutem odmierzyłam jeszcze raz i się okazało, że to nie było to, co sobie ustawiałam - przyznała polska zawodniczka.
Na koniec dodała, że nie ma zamiaru się poddawać i dalej będzie walczyć o sportowe trofea:
- Wracam do Polski z podniesioną głową, bo życie mnie biczowało i ja się już sama biczować nie będę. Wracam do trenera, analizujemy to i pracujemy dalej, bo wiem, że z trenerem Czarkiem jestem w stanie zajść bardzo daleko. Ogromnie wierzę w tę współpracę. Przede mną są piękne lata, będę o nie walczyć - zapowiedziała oszczepniczka.