fot. East News
Kilka dni temu The Sun napisał o
zaginięciu chińskiej tenisistki Shuai Peng
. Sportsmenka na początku miesiąca
oskarżyła byłego wicepremiera Chin
Zhanga Gaoliego
o wykorzystywanie seksualne
.
Około pół godziny po publikacji tej informacji została ona usunięta z konta tenisistki. Później kontakt z Peng urwał się. Do tej pory nie można się z nią skontaktować.
Oprócz tego chińskie media państwowe udostępniły maila, który tenisistka miała rzekomo napisać do władz WTA o treści:
"Nie jestem zaginiona, nic mi też nie grozi. Odpoczywam w domu i wszystko jest w porządku
. Dziękuję za troskę".
Pojawiły się poważne
obawy o bezpieczeństwo tenisistki
. Wiele osób uważa, że za jej zniknięciem może stać Komunistyczna Partia Chin.
W sieci ruszył akcja z hasztagiem
#WhereIsPengShuai
, do której dołączają
sportowcy z całego świata
. Zrobiła to m.in. Agnieszka Radwańska i Serena Williams.
Organizacja WTA zagroziła odwołaniem wszystkich turniejów na terenie Chin, o ile Shuai Peng się nie znajdzie.
- Oświadczenie opublikowane dziś przez chińskie media państwowe, które dotyczy Shuai Peng, tylko zwiększyło moje obawy dotyczące jej bezpieczeństwa i miejsca pobytu.
Ciężko mi uwierzyć, że to naprawdę ona napisała e-maila, którego otrzymaliśmy lub wierzy w to, co jest w nim jej przypisane.
Wykazała się niesamowitą odwagą, opisując zarzut przemocy seksualnej ze strony byłego czołowego przedstawiciela chińskiego rządu.
WTA i reszta świata potrzebują niezależnego i weryfikowalnego dowodu, że jest bezpieczna.
Wielokrotnie próbowałem się z nią skontaktować za pomocą różnych środków komunikacji, ale bezskutecznie - mówił prezes WTA Steve Simons.