Fot. East News
W Gruzji przyjęto w drugim czytaniu ustawę o "agentach zagranicznych", której celem byłoby
kontrolowanie zagranicznych inwestycji medialnych w kraju
. Gruzini już od zeszłego roku manifestują swój sprzeciw wobec tzw. "ustawy rosyjskiej", dlatego także środowa decyzja spotkała się ze sprzeciwem i
na ulice Tbilisi wyszło ok. 40 tysięcy protestujących
.
Ustawa o "agentach zagranicznych" zmuszałaby media i organizacje pozarządowe do rejestrowania się jako "realizujące interesy obcego mocarstwa", jeśli zagraniczny wkład finansowy przekraczałby 20%. Jest nazywana "ustawą rosyjską", ponieważ
jej wprowadzenie zbliżyłoby Gruzję do Rosji
, w której są już stosowane takie środki w celach cenzury.
Po drugim z trzech czytań koniecznych do przyjęcia ustawy, rozpoczęły się kolejne protesty. W Tbilisi, stolicy Gruzji, tłumy liczyły ok. 40 tysięcy ludzi, co stanowi największe do tej pory zgromadzenie buntujące się przeciwko nowemu prawu.
Zatrzymano 63 osoby, a 11 wymagało opieki medycznej
, w tym 6 policjantów. Policja pacyfikowała protesty przy użyciu armatek wodnych, granatów hukowych i gazu pieprzowego. Ranny z rąk funkcjonariuszy został także
jeden z liderów opozycji Lewan Chabeiszwili
- jak podaje jego partia, doznał wstrząśnienia mózgu, ma połamane kości twarzy i 4 wybite zęby.
Sytuacja w Gruzji wzbudza zdecydowane reakcje na zachodzie. USA, UE oraz ONZ wyraźnie potępiają pomysł wprowadzenia ustawy o "agentach zagranicznych". Niecałe pół roku temu Gruzja otrzymała status kandydata do Unii Europejskiej, stąd pojawiają się przestrogi o sprzeczności "rosyjskiej ustawy" z ideą europejskiej wspólnoty i integracji.