Sytuacja epidemiczna w
Indiach
jest coraz trudniejsza, m.in. za sprawą "indyjskiej" mutacji koronawirusa. W poniedziałek kolejny dzień z rzędu padł rekord nowych zakażeń. W ciągu doby odnotowano ich ponad
350 tysięcy
, zmarło prawie 3 tysiące osób, choć media podkreślają, że oficjalne statystyki są mocno zaniżone. W szpitalach brakuje łóżek, tlenu i leków, przepełnione są krematoria.
Eksperci na całym świecie alarmują, że
Indie są na skraju katastrofy humanitarnej
, a premier
Narendra Mod
i prosi o pomoc społeczność międzynarodową. Środki z programu zwalczania katastrof żywiołowych przekaże Indiom Unia Europejska. Wsparcie obiecują też Stany Zjednoczone.
Tymczasem rząd walczy nie tylko z pandemią, ale i z krytyką, bo w kraju pojawia się coraz więcej głosów, że premier Modi zbagatelizował zagrożenie. Jak informuje The Wall Street Journal
rząd Indii nakazał Twitterowi, Facebookowi i Instagramowi usunięcie ponad 100 postów
krytykujących
to, jak
rząd radzi sobie z pandemią
, twierdząc, że szerzą one
dezinformację
.
Ministerstwo Technologii Informacyjnych wystosowało prawnie wiążace wezwania do platform społecznościowych, w których podkreśla, że ludzie nadużywają mediów społecznościowych, aby "wywołać panikę w społeczeństwie". Zdaniem indyjskiego rządu, posty, w których ludzie krytykują premiera za opieszałe działania i brak strategii oraz wzywające go do dymisji, "są wyrwane z kontekstu" i "utrudniają prace rządu".
New York Times podaje, że portale społecznościowe częściowo spełniły prośbę Indii. Część postów na Twitterze została
ukryta dla użytkowników w Indiach
, wciąż są one jednak widoczne za granicą. Niektóre wpisy są weryfikowane, przy innych Twitter dodał odpowiednie ostrzeżenia.
Eksperci, których opinie przytaczają WSJ i NYT oceniają, że chaotyczne działania rządu w tym zakresie pokazują, jak "kryzys zdrowia publicznego w Indiach przekształca się w polityczny". Sami użytkownicy Twittera z Indii krytykują natomiast Modiego za to, że
zamiast skupić się na walce z pandemią, zajmuje się cenzurą.