Instagramowe nagranie, na którym
Anna Lewandowska
tańczy ubrana w tzw.
fat suit
, próbując
promować "ciałopozytywność"
, wzbudziło wiele emocji. Trenerkę krytykowało wiele znanych blogerek i aktywistek, dowodząc, że
jej działania przynoszą odwrotny skutek
i są antytezą ruchu body positive.
Dużym echem odbił się wpis publicystki
Mai Staśko,
która krytykowała Lewandowską za jej
"brak empatii"
, wskazując, że jako uprzywilejowana, szczupła i bogata osoba nigdy nie musiała się zmagać z wieloma problemami.
"Żarty z grubych osób są tak samo śmieszne jak żarty z gwałtów. Grube osoby to ludzie, nie obiekt żartów czy inwektywa. A Lewandowska nazywa swój filmik #bodypositive. To jest przeciwieństwo ciałopozytywności! Superszczupła laska, którą stać dosłownie na wszystko, każdy zabieg upiększający i usługę, i która ma mnóstwo czasu, by ćwiczyć - w stroju grubej osoby wywija śmiesznie do kamery. No naprawdę, boki zrywać.
Lewandowska nie widzi swoich przywilejów - jako szczupła, bogata osoba nie musiała się zmagać z mnóstwem problemów. Dla niej strój grubej to śmieszna odmiana.
Dla innych to ciało, w którym żyją. Ciało, przez które lekarze ignorują choroby, mówiąc „schudnij”; przez które nie dostają pracy; przez które ludzie ich poniżają i uznają za gorszych" - pisze Staśko.
"
Trenerki zgarniają wielkie pieniądze na tym, że grubość jest stygmatyzowana.
Obiecują lepsze życie po schudnięciu. Takie, jakie prowadzą one: wystawne, z kochającymi (i bogatymi) partnerami, pełne podróży i szczęśliwe. Linie kosmetyków, przekąsek, kolejne płyty z treningami – odpowiednio uformowane ciało ma dawać przepustkę do lepszego życia" - zauważa.
Dziś Staśko informuje, że Anna Lewandowska grozi jej pozwem.
- Przyznam szczerze, że trochę mnie zaskoczyło, bo w tym wpisie nie było nic obraźliwego, to była po prostu krytyka - mówi Staśko na Instastories. - Napisałam same fakty, że jest to szczupła, bogata, osoba, która może nie znać pewnych problemów.
A to, że w zamian za to dostałam grożbę pozwu to wydaje mi się, że jest to próba uciszenia, zastraszenia.
- W wezwaniu jest podana
przeolbrzymia kwota kilkudziesięciu tysięcy złotych
, które miałabym zapłacić, jeśli przegrałabym sprawę z panią Anną Lewandowską no i dla mnie to są pieniądze, których nie mam - dodaje.
-
Tu wychodzi ta nierówność, o której cały czas mówię
. Dla celebrytek kilkadziesiąt tysięcy złotych to nie jest jakaś kosmiczna kwota. Dla mniej jak najbardziej. Celebrytka ma opłaconego prawnika, który wysyła tego typu pisma - dodaje.
Pismo od prawnika Lewandowskiej w tej samej sprawie dostała również modelka plus size
Ewa Zakrzewska
, która również krytykowała Lewandowską.