fot. Facebook
Ratownicy ze Szpitala Wojskowego w Krakowie codziennie pracują w towarzystwie
sypiącego się tynku ze ścian
, korzystają z mikropokoików w kilka osób i
od lat nie mogą doczekać się remontu pomieszczeń sanitarnych
.
- Strasznie to wszystko u nas wygląda.
Prysznic jest taki obskurny, że strach pod niego wejść.
Praktycznie nie ma się gdzie umyć. Toaleta pamięta chyba czasy Franciszka Józefa. Ściany się sypią. Mamy tutaj koszmarne warunki. Ostatnio zaprosiliśmy komendanta do nas na kawę, żeby na własne oczy zobaczył. Nie przyszedł, podziękował - mówił jeden z ratowników w rozmowie z
Gazetą Wyborczą
.
Trzech komendantów obiecało remont pomieszczeń, jednak do dziś obietnica nie została spełniona. Okazuje się, że jednak, że to nie kwestia pieniędzy blokuje odbudowę miejsca pracy ratowników - ostatnio
szpital wyremontował kaplicę za 5 milionów złotych
, w której już zrobiono dach, elewację, oświetlenie, a planowane są dalsze prace.
- Do kaplicy człowiek wchodzi na kilkanaście minut. My w urągających warunkach siedzimy 24 godziny na dobę - podkreśla ratownik.
Pułkownik
Mateusz Sidor
, rzecznik prasowy Szpitala Wojskowego, przyznaje, że
za remont kaplicy odpowiada ta sama jednostka, która mogłaby przeprowadzić remont pomieszczeń ratowników.
- Ale to nie jest tak, że komendant robi to, co chce. Remontujemy to, co możemy, pieniądze przekazuje MON - informuje rzecznik.