Donald.pl: Prowadzimy rekrutację, dołączysz do nas, czy trzeba czekać, aż Urban umrze?
Michał Marszał:
Urban nigdy nie umrze. W razie kłopotów ma mieć wstawione serce po Davidzie Rockefellerze, a ten miał je przeszczepiane 7 razy. Wiem, bo czytałem w internecie.
Donald.pl: Jak to w ogóle działa, czymś się zajmujesz, czy tylko wymyślasz śmieszki całymi dniami? Gdzie się uczyłeś śmieszkowania?
Michał Marszał:
Od 12 lat jestem dziennikarzem „NIE”. Piszę regularnie co tydzień teksty, natłukłem ich już ponad 1000, zjeździłem cały kraj wzdłuż i wszerz. Śmieszki robiłem zawsze, ale przez ten czas humor mocno się zmienił. Dawniej np. kupowałem starter do komórki i szedłem do Sejmu, zdobywając wcześniej numery wszystkich posłów. I esemesowałem z trybuny sejmowej, że jestem napalona Jola i chcę z panem posłem udać się do hotelu poselskiego. Najbardziej zainteresowani byli żonaci. Albo pisałem do rydzykowej posłanki, że ojciec Tadeusz natychmiast wzywa do Torunia. I patrzyłem, jak rzuca wszystko i wybiega z sali.
Michał Marszał:
Serio! Minister rolnictwa nawet umówił się ze mną na wódkę, mimo że obrady trwały, bo podałem się za jego kolegę z partii i stękałem, że nudy straszne, a mam sucho w ustach. Robiło się też inne numery. Wkręcałem np. Antoniego Macierewicza, że chce go w wyborach poprzeć Stowarzyszenie Obrońców Monte Cassino. I ten historyk z wykształcenia, wykładowca akademicki, zgodził się. Aż nie wiedział, w co mnie całować, taki był dumny. A przecież Monte Cassino bronili Niemcy.
Donald.pl: Było tego więcej?
Michał Marszał:
Przez kilka dni byłem zamknięty w seminarium duchownym, udawałem pedofila pod przedszkolem, odnalazłem
Jana Rodzenia, tego co miał upaść i sobie głupi ryj rozwalić
. Bardzo sympatyczny pan. Większości tekstów już nie pamiętam. Ale opisujemy w „NIE” też sprawy poważne. W czasie kryzysu imigracyjnego Urban wysłał mnie na Lesbos, żebym sprawdził, jak się tam żyje uchodźcom, i czy aby w ogóle chcą do Polski. Bardzo smutna to była wycieczka. A najbardziej przez tych 12 lat wkurzony byłem na to, że rząd PiS odmówił wypłaty „500 plus” dzieciom z państwowych domów dziecka. Jeździłem po bidulach i poznawałem marzenia tych dzieci - „chciałbym mieć piórnik” albo „buty na zimę”. A wiecie, ile wynosi średnie miesięczne kieszonkowe podopiecznego państwowego domu dziecka?
Michał Marszał:
10 złotych. Miesięcznie! W XXI wieku, w tej potędze gospodarczej, co to niby boją się jej Niemcy.
Donald.pl: Spotkała Cię kiedyś kara za śmieszkowanie?
Michał Marszał:
Dawniej za punkt honoru nasza redakcja stawiała sobie oszukanie Polaków na prima aprilis: na początku lat 90. kupiliśmy na przykład polskie miasteczko wraz z wszystkimi mieszkańcami, udając inwestora z USA. Potem wkręcało się raczej polityków i media. Ja 1 kwietnia udawałem na przykład, że jako śmieciarz zdobyłem podstępem worek z domu Kaczyńskiego i robiłem na tej podstawie analizę jego osobowości. Tomasz Lis i Jacek Żakowski spierali się dzień później w radiu, czy to aby nie jest przekroczenie dziennikarskich granic. W 2013 r.
Donald Tusk wytoczył nam proces za tekst primaaprilisowy
. I to była jedyna kara, jaka mnie do tej pory za żarty spotkała.
Donald.pl: Przypomnij, co to był za tekst, że Donald tak się wściekł?
Michał Marszał:
Reprezentacja Polski grała na Stadionie Narodowym mecz eliminacyjny. Kupiłem białoruski mikrofon dla ornitologów, taki do słuchania ptaków w lesie, polazłem i udawałem, że podsłuchuję trybunę VIP. Napisałem zmyślone dialogi. Wiarygodne, bo pełne wulgaryzmów, takim językiem, jakiego politycy używają na co dzień. Następnego dnia rzecznik rządu Paweł Graś wydał oficjalne dementi. Znajomy poseł doniósł, że Tusk był tego dnia wściekły, żądał stanowczej reakcji. Bałem się, że wpadną panowie w kominiarkach, dlatego nocowałem poza domem.
Donald.pl: I jak się to skończyło?
Michał Marszał:
Tusk wytoczył nam proces o naruszenie dóbr osobistych, chciał płatnych przeprosin za miliony złotych chyba w całym internecie. Urban musiał jeździć po sądach, ale uciechę mieliśmy wielką, że taka postać jak premier zajmuje się takim głupstwem. Sąd wydał salomonowy wyrok, że śmieszkować co prawda można, ale już nie wkładając komuś w usta wulgaryzmy. Nasz mecenas dowodził, że Tusk wielokrotnie mówił, że jako prosty chłopak klnie jak szewc i jest z tego dumny. Że takim językiem premier porozumiewa się ze współpracownikami. Ale koniec końców nie chciało nam się już odwoływać i przeprosić go musieliśmy tylko w „NIE”. Do dziś jesteśmy premierowi wdzięczni za tę ogólnopolską reklamę.
Donald.pl: Z innych mitów i legend: prawda to, że tak długo usiłowałeś zrobić wywiad z Giertychem, że maile robiły się coraz krótsze aż w końcu wymienialiście się tylko cytatami biblijnymi?
Donald.pl: A czy to prawda, że jesteś takim śmieszkiem poza kontrolą, że nosisz ubrania w rozmiarze xD?
Michał Marszał:
Odkąd zacząłem wyznawać „filozofię xD” moje życie stało się spokojniejsze. Nie denerwowałem się już prawie wcale, kiedy spotykały mnie sytuacje stresowe, myślałem sobie xD i wszystko stawało się prostsze.
Donald.pl: Dobra, nasz zaprzyjaźniony profil zapytał o pytania czytelników. Zadamy parę wybranych.
Donald.pl: Jaką masz umowę?
Michał Marszał:
Najlepszą z możliwych, śmieciówkę.
Donald.pl: Jak można pracować dla propagandzisty PRL i jak patrzysz potem w lustro?
Michał Marszał:
Odpowiem w szerszym kontekście. Z Jerzym Urbanem spotkałem się po raz pierwszy w wieku 14 lat. Tzn. ja miałem 14, a nie on. To było w Konstancinie, ale nie u niego w willi, tylko w szpitalu, gdzie leżałem. Mamusia przynosiła mi gazetki: „Pani Domu”, „Życie na leżąco” i takie tam. A w końcu, gdy już zniosła cały kiosk, dała mi „NIE”.
Donald.pl: Biedne dziecko.
Michał Marszał:
I wtedy moje życie się odmieniło: zobaczyłem gołe cyce, wulgaryzmy, poczułem, że to coś dla mnie. A Urban - i uważam tak do dziś - jest i był najbardziej przenikliwym umysłem dziennikarskim w Polsce.
I gdy wywalili mnie z pierwszej pracy (klejenie kopert), a potem drugiej (telemarketing), zgłosiłem się do „NIE”. Zapytali, czy umiem obsłużyć czajnik, a potem powiedzieli, żeby napisać coś sensowniejszego od CV. Odwiedziłem kino porno w Warszawie (istnieje do dziś), napisałem reportaż i tak już siedzę tu 12. rok.
Donald.pl: Dokąd nocą tupta jeż?
Michał Marszał:
Jeż nocą usiłuje wyrwać się z Polski, ale jakoś mu nie wychodzi, i rano i tak się tu budzi. Ten alegoryczny los podziela wiele pokoleń Polaków.
Donald.pl: Powtarza się pytanie, czy udało ci się wytargać podwyżkę.
Michał Marszał:
Bardzo miło mi, że ludzie prosili o podwyżkę, nawet listy pisali do redakcji. Urban, gdy odstawimy żarty na bok, ceni jednak naszą robotę. Mówię naszą, bo choć większość treści do internetu wymyślam sam, to w sprawach filmowych świetną robotę robi jeszcze dwoje innych pracowników redakcji.
Donald.pl: Czy to prawda, że uszy Urbana wzmacniają sygnał Wi-Fi?
Michał Marszał:
Gdyby tak było, to nie budowano by stacji 5G, od których, jak wiadomo, psy dostaną wyprysków, a dzieci będą machać ogonami.
Donald.pl: A skoro jesteśmy przy propagandzie i śmieszkach. Masz jakąś teorię, dlaczego nie wychodzi państwowym i partyjnym mediom? Mają czas i pieniądze, dlaczego jest tak słabo?
Michał Marszał:
Sądzę, niestety, że co do poważnych rzeczy, to propaganda państwowym mediom wychodzi świetnie. A co do śmieszkowania, to wymaga ono luzu i swobody. Dlatego np. prawicowym mediom to nigdy nie wychodziło, bo mają religijno-narodowego kija w tyłku. Rzadko które medium może sobie na duży luz pozwolić. Pomijając nawet chęci, jeśli mema w jakiejś firmie musi akceptować 5 osób, a któraś Aneta z HR-u może poczuć się urażona i donieść szefowi, to twórcy uznają, że lepiej działać ostrożnie, na pół gwizdka. Wiele marek idzie tą drogą, a wtedy lepiej już nie robić memów wcale, bo komiczna staję się sama chęć udawania luzaka. Ja mam absolutnie wolną rękę, mogę przez tydzień pisać w postach tylko „dupa” i włos mi z głowy nie spadnie.
Donald.pl: Daj jakieś rady dla wpatrzonych w ciebie memiarzy, jak zacząć tę karierę i jeszcze zarobić?
Michał Marszał:
Przede wszystkim nie zrażać się i robić swoje. To, że fanpejdż ma na początku kilka lajków, nie oznacza, że jest słaby. W „NIE” też tak zaczynaliśmy, wyniki przyszły z czasem. Podejmowałem próby korzystania z profesjonalnych programów do badania zasięgów, zaangażowania, ale z czasem dałem sobie spokój. Lepiej ten czas wykorzystać na wymyślanie treści, bo dobra zawsze się obroni, nawet wrzucona w środku nocy. Radziłbym, by zawsze starać się o świeży, autorski towar. Nie kopiować treści od innych. I przygotować się, że walutą zwrotną niekoniecznie będą wielkie pieniądze - ale ludzka radość.
Donald.pl: Piękne to słowa, młodzieńcze. Zaraz, właściwie to ile masz lat?
Donald.pl: Normalnie spytalibyśmy na koniec o ulubione memy, ale ciebie poprosimy o ulubioną książkę.
Michał Marszał:
Nie mam ulubionej. Do przemyśleń polecam Petera Singera oraz wszystko Harariego, nie musi być po kolei. Do pośmiania Wiecha. Tydzień temu skończyłem „Hitler. Narodziny Zła 1889-1939” Ullricha Volkera, bo niedługo ma wyjść część 1939-1945. W mojej ocenie najlepsza biografia dyktatora, jaka powstała. Wcześniej przerobiłem „Wyniosłe wieże. Al-Kaida i atak na Amerykę”. Też polecam. Teraz męczę biografię Elona Muska autorstwa Ashlee Vance, ale gówno straszne. Z rzeczy zawodowych polecam „Filozofię dowcipu” – naukową analizę tego, co nas śmieszy i dlaczego. No i oczywiście „Extra Ciemne” Cacao DecoMorreno.
Donald.pl: Na koniec: kiedy przyjdą pod twój dom i wreszcie pójdziesz siedzieć za swoje śmieszkozbrodnie, co byś chciał, żeby ci przysyłać?
Michał Marszał:
Niech będą seks-gadżety. Z byciem w pierdlu jest jak z życiem w Polsce. Skoro nie może być dobrze, niech przynajmniej będzie tu wesoło.
mem, który zrobił międzynarodową karierę