fot. EastNews
Jak podają agencje prasowe,
antyrządowe protesty w Boliwii,
które trwają od dwóch tygodni, objęły już cały kraj. Do protestujących przeciwko prezydenturze
Evo Moralesa
dołączają również służby, w tym policja.
Wczoraj protestujący zajęli
siedziby publicznych mediów
. Dziennikarze pracujący w nich zostali zmuszeni do opuszczenia budynków. Stacja telewizyjna
Bolivia TV
i radiowa
Red Patria
nadają już tylko muzykę. Według relacji lokalnych mediów, policjanci pilnujący budynków radia i telewizji
odstąpili od ich ochrony
.
Policjanci dołączają się do protestów w wielu miastach, również w stolicy. Do koszar wycofali się też
funkcjonariusze elitarnej jednostki
chroniącej prezydencki pałac w La Paz.
Protesty wybuchły pod koniec października, gdy Morales
ogłosił się zwycięzcą wyborów prezydenckich
jeszcze przed podaniem oficjalnych wyników. Dla 60-letniego polityka, który rządzi od 2005 roku, miałaby to być czwarta kadencja, choć prawo pozwala tylko na dwie. W odpowiedzi Boliwijczycy wyszli na ulice, zarzucając Moralesowi fałszerstwo.
Opozycja domagała się ustąpienia Moralesa i
powtórzenia wyborów
, prezydent nawoływał ją jednak do "wypracowania kompromisu". Dopiero dziś Morales poinformował, że
zgadza się na nowe wybory
. Prezydent ugiął się więc pod presją masowych protestów, ale i raportu Organizacji Państw Amerykańskich, który zalecał unieważnienie październikowego głosowania.
Prezydent Evo Morales w obliczu narastających protestów
ogłosił właśnie, że rezygnuje i odchodzi z urzędu
. BBC donosi, że zrobił to pod naciskiem policji i wojska.
Tak na jego odejście reagują Boliwijczycy: