fot. East News
Była kontrkandydatka
Donalda Trumpa Nikki Haley
, która w marcu wycofała się z prawyborów Partii Republikańskiej oficjalnie zadeklarowała, na kogo zagłosuje w listopadowych wyborach. Jak wyjaśniała, swój głos odda jednak na "niedoskonałego" Trumpa, bo Joe Biden to "katastrofa".
Nikki Haley wycofała się z prawyborów na początku marca jako ostatnia rywalka Trumpa do uzyskania nominacji Partii Republikańskiej. W swojej kampanii wyborczej
szeroko krytykowała byłego prezydenta
. Ten odzwajemniał się jej, nazywając ją m.in. "ptasim móżdżkiem" i atakując za to, że tak długo nie chciała wycofać się w wyścigu o nominację. Zdementował też ostatnio plotki, wedle których Haley miałaby być jego kandydatką na wiceprezydenta.
Haley, nawet gdy ogłaszała rezygnację,
nie poparła Trumpa
. On sam wielokrotnie mówił natomiast, że nie chce głosów jej wyborców.
O głosy zwolenników Haley próbuje natomiast zabiegać
Joe Biden
, dla którego
ostatnie sondaże
, wskazujące na wygraną Trumpa w kluczowych stanach, nie są zbyt optymistyczne. Choć Haley nie prowadzi już kampanii, wciąż otrzymuje głosy w prawyborach. W ostatnich w Kentucky dostała ponad 6% głosów, w Zachodniej Wirginii - 9%, w Arizonie - ponad 17%, a w Wisconsin, jednym z tzw. swing states - prawie 13%. Są to liczby, które mogłyby pomóc Bidenowi.
Między innymi dlatego deklaracja Haley o głosowaniu na Trumpa wywołała wiele emocji w Stanach Zjednoczonych. Była rywalka Trumpa, występując na konferencji ośrodka Hudson Institute w Waszyngtonie, zapowiedziała, że zagłosuje właśnie na niego.
- Jego polityka jest niedoskonała, ale Biden jest katastrofą. Dlatego będę głosować na Trumpa - powiedziała.
Jak stwierdziła, to Biden jest odpowiedzialny za "klęskę w Afganistanie", "nie zrobił nic", aby powstrzymać inwazję na Ukrainę, a ostatnio "rzucił Izrael na pożarcie".
- Jako wyborca stawiam na prezydenta, który będzie miał wsparcie naszych sojuszników i pociągnie do odpowiedzialności naszych wrogów, który zabezpieczy granicę, który będzie wspierał kapitalizm i wolność, który rozumie, że potrzebujemy mniej długów, a nie więcej długów - powiedziała.