fot. X @netanyahu / X @margommartin
Wczoraj w swojej posiadłości na Florydzie
Donald Trump przyjął Benjamina Netanjahu
. Już podczas powitania izraelskiego premiera oświadczył, że gdy wygra wybory, szybko rozwiąże konflikty na Bliskim Wschodzie.
Netanjahu od kilku dni przebywa z wizytą w Stanach Zjednoczonych. W środę wygłosił przemówienie w Kongresie, któremu towarzyszyły liczne propalestyńskie protesty. W czwartek spotkał się natomiast z Joe Bidenem, a następnie z Kamalą Harris.
W piątek premier Izraela przyleciał na Florydę, gdzie w rezydencji Mar-a-Lago został przyjęty przez Donalda Trumpa.
-
Jeżeli wygramy, to będzie bardzo proste
. Wszystko się ułoży i to bardzo szybko. Jeżeli nie, to się skończy poważnymi wojnami na Bliskim Wschodzie, a może nawet trzecią wojną światową - mówił były prezydent USA, witając premiera Izraela.
Trump wykorzystał też spotkanie z Netanjahu, aby skrytykować Joe Bidena i Kamalę Harris. Podkreślał, że krajem rządzą obecnie "niekompetentni ludzie", a dla Izraela nigdy nikt nie zrobił tyle co on. Stwierdził też, że uwagi wiceprezydentki dotyczące zakończenia wojny w Strefie Gazy były niewłaściwe.
-
Myślę, że jej uwagi były pozbawione szacunku
. Nie były zbyt miłe w stosunku do Izraela. Nie wiem, jak Żydzi mogą na nią głosować - powiedział.
Amerykańskie media zauważają, że spotkanie Trumpa z Netanjahu było
pierwszym od czterech lat.
Przypominają, że Trump podczas swojej prezydentury sprzyjał premierowi Izraela i doprowadził do tzw. porozumień abahamowych normalizujących stosunki Izraela ze Zjednozonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem. Ich stosunki popsuły się jednak po tym, jak Netanjahu jako jeden z pierwszych światowych przywódców pogratulował Joe Bidnowi zwycięstwa w wyborach w 2020 roku, co Trump uznał za "nielojalność".
"Teraz obu przywódcom zależy na naprawieniu nadszarpniętych stosunków i wykorzystaniu ich do własnych celów politycznych" - analizuje agencja AP.