Klient Kuchni Vikinga dostał sałatkę z metalowym elementem maszyny, usiłował szantażować firmę

Firma oferująca catering dietetyczny Kuchnia Vikinga opisała na swoim fanpage’u na Facebooku niecodzienną sytuację. W zeszły piątek jeden z ich klientów otrzymał

. 

"Samo zdarzenie jest oczywiście niedopuszczalne i nigdy nie powinno mieć miejsca. To pierwsza tego typu sytuacja w historii istnienia naszej firmy. Pracownik BOK, który odebrał telefon w piątek późnym popołudniem, słysząc wstępnie

oraz brak możliwości dojścia do słowa, nie był w stanie zrozumieć powagi sytuacji oraz podjąć odpowiednich kroków. Zaczęliśmy badać sprawę dopiero po otrzymaniu mejla z dokumentacją zdjęciową" - relacjonuje firma.

Mężczyzna, który otrzymał felerną sałatkę zażądał przekazania przez Kuchnię Vikinga 20 tysięcy zł na cele charytatywne na wskazane przez siebie konta oraz 5 tysięcy zł na konto prywatne wskazanej osoby w formie zadośćuczynienia. W przeciwnym wypadku

oraz powiadomi stację sanitarno-epidemiologiczną w Białymstoku.

"Oczywiście w żadnym z możliwych scenariuszy nie ma mowy o wpłacaniu pieniędzy na konto prywatne w zamian za zmowę milczenia" - czytamy.

Firma wyjaśnia, że maszyna została dokładnie sprawdzona, "a stan faktyczny brakującego elementu potwierdzał fakt, że w posiłku Pana Piotra był jedyny brakujący element tarczy", dlatego nie powiadomiono innych klientów o zaistniałej sytuacji.

Sprawa jednak skłoniła Kuchnię Vikinga do refleksji, dlatego 17 lipca firma zamówiła pierwsze detektory metali, które zostaną zamontowane na ostatnim odcinku taśm produkcyjnych. 

"Chcielibyśmy raz jeszcze, tym razem oficjalnie przeprosić Pana Piotra P. Dołożymy wszelkich starań, by taka lub podobna sytuacja nigdy nie spotkała żadnego z naszych Klientów. Jednocześnie zwracamy się do Pana Piotra, by w przyszłości nie rozpowszechniał nieprawdziwych informacji o nas i nikim innym. W tym momencie nasza Główna Księgowa robi przelew na konto Fundacji Naszpikowani w kwocie dwukrotnie wyższej niż życzył sobie poszkodowany" - dodano.

Głos w sprawie zabrał sam Piotr P., czyli poszkodowany. 

"Nie znacie dobrych praktyk i nie wiecie, że firmy od razu informują nawet o cieniu podejrzenia o zagrożeniu. Urwał się nóż w dużej maszynie szatkującej sałatki. Zanim sprawdziliście

. W mojej korespondencji, po wymianie kilku wiadomości, w których prosiłem o kontakt z osoba decyzyjna, napisałem, że kwota ma być dotkliwa, by nawet dotarła informacja do Waszego Szefa" - wyjaśnił.

Załączył zrzuty prywatnej rozmowy z jednym z pracowników firmy. W imieniu cateringu miał poprosić o usunięcie posta o nożu w sałatce. 

"Czemu reakcja jest dopiero teraz? Bo wypłynął post. Inaczej nie byłoby detektorów metali i innych zabezpieczeń" - dodał.