Georgii Stanishevskii
opisał na swoim f
acebookowym profilu historię
, która spotkała go
23 listopada po wizycie w jednym ze sklepów sieci Biedronka
w Krakowie.
Stanishevskii poszedł tam rano, gdyż chciał kupić swojej siostrze
upominek na 15-ste urodziny
. Mężczyzna zrobił zakupy i zapłacił za nie w kasie samoobsługowej, następnie wyszedł ze sklepu.
W pewnym momencie, kiedy był już
na ulicy naskoczył na niego ochroniarz z Biedronki
, który skuł go w kajdanki i potraktował gazem pieprzowym:
„"estem załamany. Wczoraj 23 listopada moja siostra miała swoje 15-ste urodziny. Poszedłem rano, póki jeszcze się nie obudziła, do sklepu, żeby kupić jej kwiaty i rafaelki. Spokojnie wszedłem do sklepu, zrobiłem zakupy na kasie samoobsługowej, żeby nie czekać w kolejce, dostałem paragon, zachowałem go (zawsze zachowuję paragon). Spokojnie wyszedłem ze sklepu i poruszałem się powoli w kierunku przystanku na ulicy Starowiślnej. Byłem już prawie na przystanku, kiedy poczułem trzy mocne uderzenia w plecy - obróciłem się, zobaczyłem grubego mężczyznę lat 25, który
chwycił mnie za ręce i próbował coś z nimi zrobić
" - napisał na Facebooku.
"Tępo stałem przez kilka sekund, po czym uświadomiłem sobie, że mam do czynienia z ochraniarzem, tak pisało na jego specyficznym stroju. Po tym jak zrozumiałem, kim jest ten pan, zapytałem się go z charakterystycznym wschodnim akcentem (no bo inaczej nie potrafię), co się w ogóle tutaj dzieje.
Usłyszawszy obce dźwięki, ten pan powalił mnie na ziemię, usiadł na moim kręgosłupie i zaczął zakładać na mnie kajdanki
. Ja natomiast, wetknięty twarzą do chodnika, dalej wypytywałem, co się dzieje i prosiłem mnie puścić. Ale on mnie nie puszczał, co więcej, zaczął mocno naciskać swym kolanem, dławiąc mnie całą wagą swojego ciała" - dodał.
Stanishevskii żali się, że
mimo wołania o pomoc nikt z ludzi przechodzących na ulicy nie chciał mu pomó
c:
"JA ZACZĄŁEM KRZYCZEĆ, ŻE SIĘ DUSZĘ, WOŁAŁEM PRZYCHODNIÓW O POMOC, ŻEBY KTOŚ ZADZWONIŁ NA POLICJĘ. Nikt mi nie pomógł. Dosłownie nikt. Krakowianie przechodzili obok mnie, nawet nie zwracając uwagi. I chociaż nie udało mi się uzyskać reakcji tłumu, reakcja kretyna, który mnie dusił, była błyskawiczna. Warknął do mnie:
Zamknij się ty k**wa Ukraińcu,
po czym zalał moje oczy obfitą porcją gazu pieprzowego. I ja się zamknąłem, bo nie chciałem dostać jeszcze. Nic nie jest bardziej poniżające, niż kiedy idziesz w kajdankach, pchany przez ochraniarza Biedronki, w centrum Krakow
a. Patrzyłem przez łzy na ludzie dookoła i nie rozumiałem, czemu mi nikt nie pomógł
" - napisał.
Kiedy ochroniarz prowadził skutego mężczyznę do sklepu ten powiedział, że może mu pokazać rachunek, który jest dowodem, że za wszystko zapłacił. Ochroniarz jednak nie słucha
ł. Rachunek obejrzał dopiero będąc w sklepie. Kierowniczka sklepu odmówiła mężczyźnie pomocy. Nie mógł on nawet przemyć twarzy po użyciu przez ochroniarza gazu
:
"Ważne jest, by podkreślić, że od momentu, jak zrozumiałem, że ten psychopata jest ochraniarzem Biedronki, mówiłem mu i nawet krzyczałem, że ja przecież mam paragon, PROSZĘ ZOBACZYĆ PARAGON. Zawiódł mnie do jakiegoś pomieszczenia i uśmiechnięty zapytał się
No i gdzie k**wa niby masz ten paragon
. Powiedziałem, że mam go w kieszeni kurtki, że bardzo proszę zobaczyć paragon. O dziwo
, zgodził się wyjąc paragon z kieszeni, pewnie myśląc, że go oszukuję
. Popatrzywszy na pomiętą kartkę przez minutę,
zdjął ze mnie kajdanki i wypchał z powrotem na halę sklepu. Nie powiedział do mnie nic. Ani przeprosił, ani powiedział, że się pomylił -
po prostu mnie wypchał" - relacjonuje Gruzin.
"Głośnym krzykiem zacząłem wołać kierownika sklepu. Pani, która przedstawiła się
kierownikiem sklepu odmówiła mi żadnej pomocy (miałem okropny ból w oczach, chciałem je przepłukać wodą)
. Dopiero jak zadzwoniłem na policję, zostałem dopuszczony do kranu z wodą” - dodaje.
Mężczyzna skarży się, że policja, która przybyła na miejsce zdarzenia, również nie zareagowała.
Chłopak, który został napadnięty przez ochroniarza odsyłany był z komisariatu do szpitala, po czym kiedy ponownie pojawił się na komisariacie kazano mu przyjść o innej godzinie
. Nie otrzymał także żadnych przeprosin ze strony ochroniarza czy pracowników sklepu:
"Jak myślicie co, jako pierwsze, zrobił policjant zobaczywszy mnie? Zmusił mnie do ubrania maseczki, no oczywiście. Powiem tylko, że aż do chwili, kiedy w końcu zdjęto ze mnie kajdanki, byłem w maseczce, przez co się dusiłem dwa razy mocniej, bo nie mogłem normalnie oddychać - cała maseczka była zalana gazem. Policjanci wzięli mój dowód, wprowadzili jakieś dane do systemu, poprosili o dowód tego chorego psychicznie ochraniarza i tyle. Zostałem poinformowany, żeby wszcząć postępowanie muszę stawić się osobiście na komisariacie na ul. Szerokiej. Poszedłem więc tam" - opisuje sytuację mężczyzna.
"Pani w okienku kazała mi czekać w poczekalni. Siedziałem tam chyba z półgodziny. Potem przyszedł jeden z policjantów, którzy brali udział w interwencji w sklepie, i kazał mi wsiąść do radiowozu, bo pomylili jakieś dane, i muszą ponownie wprowadzić je do systemu. Potem powiedział, że i tak niepotrzebnie czekam, bo bez karty informacyjnej ze szpitala nie będę przyjęty. Poszedłem, więc do szpitala. Żeby już nie wydłużać i tak olbrzymiej monografii, powiem na koniec tylko, że dzisiaj ponownie byłem na komisariacie, żeby złożyć zeznania w tej sprawie, no i znów zostałem odesłany do domu, bo mi kazali tym razem przyjść przed godziną 15-stą. P. S.
Nikt mnie nie przeprosił, poczynając od tego ochraniarza-sadysty-ksenofoby, a kończąc na kierowniku sklepu.
Zostałem pobity i poniżony, a wszystko wygląda na to, że nikt nie poniesie żadnych konsekwencji. Zajście miało miejsce w sklepie Biedronka na Joselewicza 28" - dodaje.