Senat USA
przyjął wczoraj
pakiet pomocowy dla amerykańskiej gospodarki
o wartośc
i 2 bilionów dolarów
. Przewiduje on m.in. wypłaty gotówki Amerykanom, przedłużenie uprawnień do zasiłków dla bezrobotnych oraz wsparcie małych firm i korporacji.
Każdy Amerykanin zarabiający poniżej 6250 dolarów otrzyma 1200 dolarów zapomogi. Dla zarabiających powyżej tej kwoty wypłaty będą niższe. Pomocy nie otrzymają osoby zarabiające powyżej 8250 dolarów.
Pakiet antykryzysowy zawiera też
pożyczki dla firm
: 300 miliardów dolarów pożyczek federalnych dla małych firm oraz 500 miliardów dla korporacji dotkniętych kryzysem. Projek teraz trafi jeszcze do Izby Reprezentantów.
Dr Tomasz Markiewka
, filozof i publicysta m.in.
Krytyki Politycznej
i OKO.press ocenia, że
pieniądze dla "megakorporacji" to "prezent od wujka Trumpa".
"Często słyszymy, że żyjemy w społeczeństwach wyboru i ryzyka: np. każdy może wybrać ścieżkę kariery, a ci, którzy najwięcej ryzykują, powinni być najbardziej wynagradzani. Dlatego właśnie
szefowie wielkich firm dostają bajońskie sum
y -
po prostu poszli ryzykowniejszą ścieżką
. Problem polega na tym, że - jak powiada Żiżek - w rzeczywistości kto inny wybiera, a kto inny ponosi ryzyko" - pisze Markiewka.
"Amerykański rząd przekaże setki miliardów dolarów na ratowanie megakorporacji. Pisałem już, że to
drugi taki prezent w ciągu trzech lat - poprzednim były miliardowe obniżki podatków od wujka Trumpa
. Prezesi i zarządy podjęli wtedy wybór: wydali podarek na skupywanie akcji własnych, aby szybko podnieść wpływy udziałowców. Ale czy wiązało się z tym jakieś ryzyko?
Teraz ich firmy i tak dostaną kolejną zapomogę od państwa - czyli podatników - a oni dalej będą zarabiali miliony
. Ryzyko ponoszą raczej podatnicy i pracownicy niższego szczebla, z których wielu straci pracę. Czyli ci, którzy nie mieli żadnego wyboru: nie do nich należała decyzja, na co pójdzie podarek Trumpa" - dodaje.
Podkreśla, że
podobnie było podczas kryzysu w 2008 roku
.
"Panowie szlachta urządzili sobie światowe kasyno, a gdy wszystko walnęło, w najgorszym wypadku odchodzili z odprawami na dziesiątki milionów dolarów. Był wybór, ale bez ryzyka. Odwrotnie ze zwykłymi pracownikami: w obliczu tego, że realne płace stały od lat w miejscu, jedynym sposobem na zakup domu było wzięcie kredytu. Było ryzyko, bez prawdziwego wyboru".
Zastanawia się,
"kto ma ryzykować w sytuacji pendemii"
.
"Moim zdaniem naszą pierwszą reakcją powinno być uznanie, że dziś tym bardziej nie stać nas na takie fanaberie jak to, że kilkadziesiąt osób ma większy majątek niż biedniejsze połowa ludzkości. No ale sama wizja, że tym razem to my wybieramy, a garstka bogaczy ryzykuje, jest przecież niedorzeczna, prawda?".