Jak informuje TOK FM, w
warszawskim szpitalu klinicznym przy ulicy Banacha
nie pracuje już
dziewięć sal operacyjnych
. Potwierdza to dyrektor placówki,
Robert Krawczyk
, którzy tłumaczy, że winny temu jest przede wszystkim
brak personelu: anestezjologów, instrumentariuszek i pielęgniarek
.
Szpital na Banacha, od niedawna połączony ze szpitalem pediatrycznym przy Żwirki i Wigury oraz klinicznym przy Lindleya, to
największa placówka w Polsce
. Ma 8 klinik, prawie 600 lekarzy i 23 sale operacyjne. To również szpital kliniczny, w którym kształcą się przyszli lekarze.
-
Młodzi lekarze odchodzą stąd w zastraszającym tempie, pielęgniarki nie chcą tu pracować.
Nie podoba im się wiele rzeczy, z pieniędzmi włącznie, ale atmosfera w pracy też nie jest bez znaczenia - mówi w rozmowie z TOK FM kierownik jednej z klinik.
W podobnym tonie wypowiada się
Krzysztof Madej
, wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej i chirurg w szpitalu przy Banacha.
Odpływ pracowników z placówki ocenia jako "dramatyczny".
Dodaje, że braki kadrowe dotyczą nie tylko małych miast, ale również Warszawy.
- Oczywiście, że to dotyczy stolicy. Być może jest gorzej niż gdzie indziej. Duże miasto, dużo szpitali, dużo pracy do wykonania - mówi.
Inny rozmówca, jeden z pracujących w szpitalu profesorów potwierdza z kolei, że sytuacja na bloku znacząco wpływa na pracę klinik i oddziałów.
- Wiemy doskonale, że są kłopoty. Zdarza się, że prosimy o prosty zabieg dla naszych pacjentów. Jeśli coś wymaga warunków sali operacyjnej, musimy czekać zdecydowanie dłużej niż kiedyś.
Od ręki wielu rzeczy nie da się załatwić. Pacjent niestety czeka, my też
.
Jeden z chirurgów mówi z kolei TOK FM, że na spotkaniu
lekarze zostali poinstruowani, aby operacje, które mogą poczekać, przeciągać w czasie
. To dlatego, że tegoroczny ryczałt, czyli pieniądze na funkcjonowanie szpitala jest wykonywany na poziomie ponad 100%.
- W placówce takiej jak nasza ogromna liczba operacji teoretycznie może zaczekać. Planujemy je więc tak, by pieniędzy przyznanych w ramach ryczałtu starczyło, ale to skutkuje wydłużeniem kolejek - mówi lekarz.
Dyrektor szpitala potwierdza, że
to kolejny powód zawieszenia funkcjonowania sal operacyjnych
. Tłumaczy, że gdyby blok operacyjny pracował pełną parą, szpital musiałby dokładać do zabiegów i się zadłużać. Już teraz centrum kliniczne ma ponad 800 milionów złotych długu.
-
To jest problem systemu
, który widać na każdym kroku, a o jego rozwiązanie trzeba pytać ministerstwo zdrowia - komentuje Krzysztof Madej.
Jak wynika z rejestrów wojewodów, do których dotarło TOK FM,
przez ostatnie 20 miesięcy w polskich szpitalach zlikwidowano z różnych powodów 357 oddziałów, a ponad 300 zawiesiło swoją działalność
. Jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy jest brak lekarzy i pielęgniarek.