W czwartek opublikowane zostało rozporządzenie Andrzeja Dudy w sprawie wprowadzenia
30-dniowego stanu wyjątkowego w części województwa podlaskiego i lubelskiego
. Przepisy obejmują 183 miejscowości.
Władze tłumaczą, że stan wyjątkowy można było wprowadzić na tym terenie, ponieważ zostały spełnione dwie z trzech przesłanek: zagrożenie bezpieczeństwa obywateli oraz zagrożenie porządku publicznego.
Na terenie objętym stanem wyjątkowym zawieszone jest prawo do organizowania zgromadzeń, imprez masowych, a także zakazane jest przebywania w ustalonym czasie w określonych miejscach. Nie można także
nagrywać i fotografować oznaczonych obiektów
.
Większość dziennikarzy oraz aktywistów opuściła już Usnarz Górny, gdzie na granicy z Białorusią przebywają migranci.
Okazuje się jednak, że nie wszyscy. Na miejscu
pozostał dziennikarz Onetu
. Bartłomiej Bublewicz postanowił sprawdzić, jak wygląda sytuacja na terenie objętym stanem wyjątkowym.
Dziennikarz w drodze do Usnarzu Górnego nie napotkał żadnych służb. Opublikował na ten temat materiał. Po publikacji z dziennikarzem
skontaktowała się miejscowa policja
, która wezwała go na komisariat:
- Pomysł na relację był taki, że zatrzymamy się przy pierwszym policyjnym check-poincie i stamtąd opowiemy o tym, jak wygląda blokada dostępu do miejsc objętych stanem wyjątkowym. Nie napotkaliśmy jednak żadnego patrolu - mówi Bartłomiej Bublewicz.
- Kiedy skontaktował się ze mną rzecznik białostockiej policji, podał mi do telefonu wyższego stopniem policjanta. Był bardzo miły i poprosił o to, bym stawił się na komendzie w Hajnówce, tak żeby "po cichu" załatwić sprawę mojej relacji - opowiada dziennikarz.
Policjanci chcieli
zarekwirować sprzęt dziennikarza i operatora kamery
:
- W komendzie czekałem w asyście dwóch policjantów, nie wiedząc nawet dokładnie, w jakim charakterze zostałem wezwany. Kiedy zaczęło się moje przesłuchanie, funkcjonariusze podeszli do samochodu, którym przyjechałem. Najpierw chcieli przeszukać pojazd, ale potem
poprosili operatora o wydanie kart do kamer, na których utrwalone było nagranie
- relacjonuje Bublewicz.
Zarówno dziennikarz, jak i operator kamery usłyszeli dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy przebywania na terenie objętym zakazem przebywania na obszarze objętym stanem wyjątkowym, drugi "utrwalania za pomocą środków technicznych" infrastruktury granicznej.
Do sprawy odniósł się wicenaczelny Onetu Paweł Ławiński, który uważa, że przepisy mają na celu, to by nie relacjonować sytuacji na granicy:
- Potwierdza się, że głównym
celem rządzących jest uniemożliwienie mediom relacjonowania sytuacji na granicy
. Obrazy pokazujące grupę 32 migrantów mają po prostu zniknąć z ekranów telewizorów, komputerów, telefonów. Temu ma służyć stan wyjątkowy w pasie przygranicznym. Wprowadzając go, rząd i prezydent chcą, jak widać, coś ukryć - podkreśla wicenaczelny Onetu Paweł Ławiński.
- Czy to zapowiedź brutalnego wypchnięcia migrantów na Białoruś? I załatwienie sprawy? Postawienie zarzutów naszym dziennikarzom ma być sygnałem, który zniechęci inne media do pokazywania koczującej grupy i samej granicy? To, co tam się stanie, ma pozostać tajemnicą? - dodaje.