W Szwecji trwa moda na
biohacking
- "optymalizację" samego siebie. Rok temu 150-osobowa, pilotażowa grupa wszczepiła sobie specjalne chipy. Dziś z technologii korzysta już
4 tysiące Szwedów
.
Chip
wielkości ziarna ryżu
wszczepiany jest pod skórą, między palcem wskazującym a kciukiem. Działa dzięki falom radiowym, w oparciu o technikę RFID, która pozwala wysyłać dane identyfikacyjne. Obsługiwany jest przez wszystkie urządzenia z opcją komunikacji bliskiego zasięgu
NFC
- tej, która pozwala m.in. na płatności zbliżeniowe.
Mikrochipy mają ułatwiać życie
. Ich użytkownicy
nie potrzebują dokumentów, kart płatniczych, kluczy i biletów
. Nie muszą się własnoręcznie podpisywać i nawet
na lotniskach podlegają indywidualnym procedurom
. Już blisko tysiąc osób korzysta z pociągów za pomocą chipów, w jednym ze sztokholmskich biur podróży wszczepiło je sobie 75 osób, dzięki czemu nie potrzebują żadnych kart dostępu, aby skorzystać ze stołówki, drukarki czy windy.
Zdaniem
Jowana Österlunda
, założyciela
Biohax Sweden
, która zajmuje się wszczepianiem chipów, w przyszłości mikrochipy zastąpią wszystkie urządzenia służące identyfikacji czy płatnościom. Będą też wykorzystywane w medycynie, dzięki możliwości przesyłania danych o naszym stanie zdrowia.
Biohackerzy twierdzą, że mikrochipy są zupełnie bezpieczne i odporne na ataki hackerskie. Kluczowe jest to, że
nie działają online
, aktywują się dopiero w odległości 1 centymetra od urządzenia z technologią NFC. Nie działają też jak GPS.
"Dla mnie to niesamowite, że jeśli jakiś koń zostanie potrącony przez samochód w Szwecji, policja skanuje chip i w jednej sekundzie ustala, że to Bessie i należy to pana Anderssona. A j
eśli człowiek nie ma przy sobie portfela, to po prostu nie da się go zidentyfikować
" - mówi Österlund.