fot. East News / X @JoeBiden
Po ostatniej
debacie prezydenckiej w USA
wybuchła dyskusja na temat
Joe Bidena
i jego startu w wyborach. Pojawiły się wezwania, by zrezygnował ze startu. Prezydent
nie ma jednak zamiaru rezygnować
, o czym mówił w ostatnim wywiadzie dla telewizji ABC:
- Gdyby Bóg Wszechmogący zszedł na ziemię i powiedział: "Joe, wycofaj się", to bym to zrobił. Ale Bóg nie nadchodzi - powiedział.
To jednak nie wszystko. Biden postanowił napisać
list do Demokratów w Kongresie
. Stanowczo sprzeciwił się w nim wezwaniom do wycofania swojej kandydatury i wezwał do "zakończenia" wewnątrz partyjnej wojny, która miała podzielić wyborców:
"Kwestia, jak iść naprzód, jest szeroko omawiana od ponad tygodnia. To czas, żeby się skończyła" - napisał.
Podkreślił, że partia ma jedno zadanie, którym jest pokonanie Donalda Trumpa:
"Mamy 42 dni do Konwencji Demokratycznej i 119 dni do wyborów. Każde osłabienie determinacji lub brak jasności co do czekającego nas zadania
tylko pomaga Trumpowi, a szkodzi nam
. Czas się zjednoczyć, iść naprzód jako zjednoczona partia i pokonać Donalda Trumpa" - dodał.
Warto dodać, że najwyżsi rangą kongresmeni Demokratów mają przyłączać się do apeli, by Biden ustąpił. Takie stanowisko zajął m.in. Jerrold Nadler z Nowego Jorku, Jim Himes z Connecticut, Adam Smith ze stanu Waszyngton i Mark Takano z Kalifornii. Są także kongresmeni, którzy wprost popierają Bidena - Maxine Waters z Kalifornii i Bobby Scott z Wirginii, czy Richard Neal z Massachusetts.
Czas nie jest sprzymierzeńcem Bidena i Demokratów. Prawdopodobnie za tydzień podczas zgromadzenia Republikanów w Milwaukee Trump oficjalnie stanie się kandydatem na prezydenta.