Po środowym ogłoszeniu przez Władimira Putina mobilizacji wojskowej w Rosji
Ramzan Kadyrow
spotkał się z dowództwem w sprawie wojny w Ukrainie i poinformował je, że zrealizowali już swój plan w 254 procentach i w
Czeczeni nie dojdzie do częściowej mobilizacji.
Okazuje się, że
w podobnym tonie wypowiedział się prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka
. Jednocześnie zaznaczył on przy tym, że Białoruś "będzie na pewno reagować na możliwe zagrożenia, próby przeprowadzenia aktów terroru":
-
Nie będzie jednak żadnej mobilizacji. To kłamstwo
- stwierdził Łukaszenka.
Do sprawy odniósł się także minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej, który w czwartek stwierdził, że Mińsk "ze zrozumieniem" przyjął decyzję o ogłoszeniu w Rosji mobilizacji.
Dzień przed ogłoszeniem mobilizacji przez Putina Łukaszenka stwierdził, że „sytuacja jest poważna, a nawet niebezpieczna”, a resorty bezpieczeństwa nie powinny "się bać" zdecydowanych działań:
- Trzeba poderwać jakąś jednostkę na alarm według norm czasu wojny - to znaczy, trzeba. Jeśli trzeba ją zmobilizować, to znaczy, że trzeba. Trzeba uruchomić obronę terytorialną - to trzeba - mówił wówczas Łukaszenka.
Białoruskie media informują, że obecnie tamtejsze służby prowadzą działania mające na celu zidentyfikowanie Rosjan, którzy skryli się na Białorusi przed poborem do wojska.