Witold Waszczykowski
, były minister spraw zagranicznych,
obecnie europoseł Prawa i Sprawiedliwości
udzielił wywiadu tygodnikowi
Wprost.
Zapytany o
aferę związaną z marszałkiem Kuchcińskim
i jego lotami rządowym samolotem stwierdza, że te kwestie dotychczas
nie były uregulowane i nie doszło do złamania prawa.
Ocenia też, że
"sprawa została wykreowana".
Waszczykowski przyznaje, że sam będąc ministrem i
jadąc do MSZ służbowym samochodem, widząc swoją córkę na przystanku autobusowym "podwoził ją kilka przecznic":
- Nie wiem, w jaki sposób naraziłem Skarb Państwa i na co. Politycy są ludźmi i mają rodziny, z którymi chyba nadal mamy prawo żyć - żali się Waszczykowski.
Zapytany o kondycję PiS przed wyborami, stwierdził, że
by ktoś "nie wykreował afery",
jak ta z marszałkiem Kuchcińskim, trzeba
"unikać piąteczków".
Dodał też, że "nie należy lekceważyć rywala".
- Nie lekceważę rywala. Zawsze może wybuchnąć jakaś wykreowana sprawa, jak ta z marszałkiem Kuchcińskim, i może zachwiać naszą wiarygodnością
. Śmieję się, że do wyborów trzeba spać z rączkami na kołdrze i unikać piąteczków, żeby nie kusić losu
. No i trzeba porządnie pracować w kampanii - powiedział.
Opowiadając o pracy podczas kampanii europoseł PiS stwierdził, ż
e największe poparcie Prawu i Sprawiedliwości dają spotkania z mieszkańcami małych miejscowości.
Opowiada o swoich doświadczeniach z kampanii do Parlamentu Europejskiego:
-
Sam odbyłem dziesiątki spotkań
, objechałem całe województwo, zajrzałem do najmniejszych miejscowości. To robiło wrażenie na ludziach. Na spotkanie ze mną przyjeżdżali z pobliskich wiosek, podchodzili do mnie,
dotykali mnie i mówili: "To naprawdę pan? Znamy pana z telewizji. Przyjechał pan do nas z Warszawy, bez ochrony?"
. Potem się okazało, że w takiej miejscowości 800 osób wzięło udział w wyborach, a dwie trzecie zagłosowało na nas.