fot. East News / X @Policja_KSP
Policjant, który w sobotę śmiertelnie postrzelił innego policjanta,
nie trafi do aresztu
. Taką decyzję wydał dziś warszawski sąd. Wczoraj 21-letni
Bartosz Z.
usłyszał zarzuty, za które grozi mu minimum 5 lat więzienia.
Do tragedii doszło w sobotę, gdy warszawska policja interweniowała na Pradze Północ w sprawie agresywnego mężczyzny, który miał biegać z maczetą. Na miejsce wysłano umundurowany patrol policji, który poprosił o wsparcie patrolu nieumundurowanego. W sumie w akcji udział brało czterech funkcjonariuszy, którzy po krótkim pościgu obezwładnili agresywnego mężczyznę. Wtedy
doszło do użycia broni służbowej przez 21-letniego Bartosza Z.
W tym momencie zatrzymany napastnik nie miał już przy sobie maczety.
W wyniku zdarzenia ranny został 34-letni funkcjonariusz, nie udało się go jednak uratować. Mężczyzna zmarł w szpitalu, osierocił dwójkę dzieci.
Okoliczności zdarzenia wyjaśnia policja, która dysponuje nagraniami zarówno z kamer policjantów, jak i osób postronnych. Jak informowała, rzeczniczka Komendanta Głównego Policji, policjant, który użył służbowej broni,
pełnił służbę od ponad roku.
Ukończył niezbędne szkolenie i zdał egzaminy.
- Zwracam się z prośbą do opinii publicznej, a szczególnie do tych, którzy noszą lub nosili mundur - o powstrzymanie się od komentarzy i negatywnego oceniania zarówno policjantów, biorących udział w zdarzeniu, jak i formacji. Wszyscy wiemy, jak ciężka i nieprzewidywalna jest to służba, jak zaskakujące bywają okoliczności interwencji, dlatego poczekajmy na ustalenia prokuratury i wiarygodne informacje po zakończeniu wszystkich niezbędnych czynności - apelowała ins. Katarzyna Nowak.
Wczoraj 21-letni Bartosz Z. usłyszał
zarzuty przekroczenia uprawnień, nieuzasadnionego użycie broni i spowodowania uszczerbku na zdrowiu, który doprowadził do śmierci
. Grozi mu minimum 5 lat więzienia, najwyższa możliwa kara to dożywocie.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga poinformował, że policjant
złożył wyjaśnienia, ale nie przyznał się do winy.
Śledczy chcieli, aby pozostał on w areszcie, na to
nie zgodził się jednak dziś sąd
, który uznał, że podejrzany nie będzie utrudniał śledztwa.
Sąd nałożył jednak na Bartosza Z. policyjny dozór, musi stawiać się 5 razy w tygodniu na najbliższą komendę. Ma również zakaz zbliżania się do świadków zdarzenia oraz do miejsca, w którym do niego doszło. Musiał zapłacić też 50 tys. zł poręczenia majątkowego.