Minister edukacji
Dariusz Piontkowski
zorganizował dziś kolejną konferencję prasową, podczas której zapewniał, że
rząd zrobił wszystko, aby powrót dzieci do szkół 1 września był bezpieczny
.
- Podjęliśmy wiele działań, by bezpiecznie wrócić do szkół. Przygotowaliśmy wytyczne dotyczące sposobu przygotowania placówek do pracy od 1 września, spoty, komunikaty. Odpowiadamy na bieżąco na pytania na stronie i
komunikujemy się w mediach społecznościowych
- wyliczał działania swojego resortu.
Zapewniał również, że dyrektorzy szkół, którzy licznie uczestniczyli w spotkaniach z kuratoriami i sanepidami są przygotowani do otwarcia placówek, a rodzice i dzieci mogą korzystać z zamieszczanych w internecie komunikatów.
-
Gotowe są też materiały graficzne dla dzieci i ich rodziców
, w jaki sposób mają postępować, jak również poradniki dla nauczycieli oraz dyrektorów. Staramy się też docierać za pomocą spotów.
Na konferencję minister zaprosił dziś
samorządowców i dyrektorów szkół,
którzy mieli potwierdzić swoje znakomite przygotowanie i pochwalić wytyczne MEN.
- My się bardzo cieszymy z wytycznych, które otrzymujemy z ministerstwa, z pomocy, na przykład tego, że będą termometry przekazywane do szkół - mówił
Robert Szydlik
, wicestarosta powiatu wołomińskiego.
- U nas wszyscy nauczyciele podkreślali, że są przygotowani, uczestniczą w szkoleniach - mówił z kolei
Jan Kraśniewski
, wójt gminy Iłów.
Największe emocje wzbudziły jednak słowa
Marii Nawrockiej-Roleckiej,
wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 380 w Warszawie, która podkreślała, że wszystko zależy od tego, "jak zachowują się dorośli" i czy "wysyłają optymizm".
- Rodzic jest odpowiedzialny za wysłanie zdrowego dziecka do szkoły. To rodzic wie najlepiej, jak jego dziecko funkcjonuje. Jeśli jest świadomy i odpowiedzialny to wysyła zdrowe dziecko.
Wszystko zależy od tego, jak my, dorośli się zachowujemy
.
Czy wywołujemy panikę, lęk i strach i nawołujemy do niego czy po prostu wysyłamy optymizm
- mówiła.
- Wczoraj mieliśmy radę pedagogiczną i nikt z nauczycieli nie sugerował, że może być niebezpiecznie. Jednak zdajemy sobie sprawę, że jak jest ok. 700 uczniów, dwa razy więcej rodziców, to ktoś z nich może mieć wątpliwości - kontynuowała.
W końcu napomknęła, że
umiera się również na powikłania po grypie albo anginie
.
- Wszystko zależy od tego, co myślimy i czujemy. To, że koronawirus jest, to oczywiste, ale to nie znaczy, że wszyscy się zarażą i wszyscy przeniosą się na drugą stronę lustra, bo takiej możliwości po prostu nie ma.
Jest grypa, była angina i po tych chorobach są różne powikłania i następuje czasami śmierć. Jednak nie bierzemy tego pod uwagę
- stwierdziła.