Peja, a dokładniej Ryszard Andrzejewski, jak co roku podzielił się ze swoimi fanami refleksją dotyczącą używek. Raper
pozostaje w trzeźwości już od 14 lat
i nie zamierza tego zmieniać.
"Do wyzerowania się jeszcze kilka lat mi pozostało, ale te 14 lat, które przeżyłem bez żadnych podpórek licząc od 2010 może cofnąć mnie w tym momencie do roku 1996, a to już dla mnie coś na miarę sukcesu” - napisał na Facebooku.
Muzyk przyznał, że chcąc uniknąć wojska sprawił, żeby skierowano go na spotkanie Anonimowych Alkoholików. Tam poznał historie osób, które były "wręcz bliźniaczo podobne do tego co sam przeżywał".
"Jako 20-letni chłopak nie miałem szans rozpoznać w sobie nałogowca. Zresztą w tak młodym wieku nie zdawałem sobie sprawy, że mityngi były już wtedy dla mnie absolutną koniecznością. Przecież piłem tak samo jak moi rówieśnicy. Byłem impulsywny i siałem destrukcję. Moje picie było wyniszczające od samego początku. Wpierw kasacyjne z braku doświadczenia. Trochę później kontrolowany rausz, aby jak najdłużej być królem balu" - wspominał.
W wieku 33 lat Peja ponownie trafił na spotkanie AA.
"Trudno było mi przyznać, że jestem pod ścianą, mimo upływu lat i zdobytego doświadczenia nie tylko w pijatykach. Dziś wiem, że gdybym doznał przebudzenia jako dwudziestoletni chłopak oszczędziłbym sobie 14 lat piekła, jakie sam sobie zgotowałem" - czytamy.
Andrzejewski pogodził się już ze swoją historią i uznał, że lepiej "późno niż później". Na szczęście "uniknął pierdla, psychiatryka i cmentarza". Jak sam policzył, pozostaje trzeźwy już przez
⅓ swojego życia
.
"Życia, z którego jestem absolutnie zadowolony, pomimo problemów, których nie ubywa, ale które potrafię rozwiązywać. Z życia, za które jestem absolutnie wdzięczny losowi, sile wyższej i najbliższym, do których zaliczam też wielu członków wspólnoty AA. Nie zamierzam nikomu doradzać ani nikogo pouczać, bo to zaprzeczenie programu na którym staram się opierać. Wiem tylko jedno, że nie ma takich fortun, biznesów, samochodów czy domów, których nie idzie przechlać, kobiet/partnerek/żon, których nie idzie zdradzić, rodzin, których nie idzie rozbić, znajomości których nie idzie spieprzyć czy towarzystw, które zaakceptują, że traktujesz ich jak byle co. Wiem, że ego dokarmiane chemią może zrobić zwyczajne kuku, które kończy się spektakularnym upadkiem" - przyznał.
Wyjaśnił, że jako DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) nie liczył na zbyt wiele, jednak w końcu w siebie zainwestował.
"Szczerze to wystarczyło ruszyć dupę na mityng i zapisać się na dzienną terapię. W sumie żadna filozofia. Poza tym, że wykazałem szczere pragnienie zaprzestania picia. Bez tego potykałbym się znacznie dłużej. Dziś moja droga wydaje mi się bardzo oczywista. Nie odczuwam specjalnych fajerwerków, ale nie tęsknię też za lotem Challengerem i to chyba najważniejsze. Wielu z Was pyta mnie co robić. Odpowiadam zawsze w ten sam sposób.
Idź na mityng
" - zachęca Peja.