fot. East News
Rząd i ministerstwo edukacji narodowej od kilku tygodni przekonują, że
powrót dzieci do szkół od 1 września jest całkowicie bezpieczny
, bo
"skoro możemy leżeć na plaży, możemy też wrócić do szkoły"
.
Tymczasem wielu nauczycieli i dyrektorów ma w tym zakresie wątpliwości. Wskazują m.in., że nie są w stanie spełnić wytycznych MEN i GIS, bo nie dysponują wystarczającą przestrzenią.
Przypomnijmy, że MEN i GIS zalecają dzieciom, aby - między innymi -
"unikały kontaktu z większą grupą uczniów podczas przerw"
.
Swoje zaniepokojenie wyraża też
Związek Nauczycielstwa Polskiego
, który wskazuje, że w planach MEN nie uwzględniono wielu kwestii, m.in. nie uregulowano wynagradzania nauczycieli podczas edukacji hybrydowej i czasu pracy nauczycieli.
Wątpliwości ma również wielu rodziców. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego dla
Rzeczpospolitej
, j
edna trzecia badanych uważa, że dzieci, w obecnej sytuacji epidemicznej, nie powinny 1 września wracać do szkół.
Przeciwnego zdania jest 43% respondentów, a 23,6% nie ma na ten temat zdania.
MEN twardo stoi jednak na stanowisku, że od 1 września
powraca regularny obowiązek szkolny,
co oznacza, że rodzice muszą posyłać dzieci do szkół. Edukacja zdalna ma być możliwa tylko dla uczniów przewlekle chorych, którzy przedstawią jednoznaczne zalecenia od lekarza. Dariusz Piontkowski podkreślał podczas jednej z konferencji, że przedstawienie takiej opinii "będzie miało konsekwencje" i "rodzic powinien się nad tym zastanowić.
- Taki uczeń, jeśli ma takie zalecenie, nie powinien też chodzić do sklepu, wyjeżdżać na wakacje i leżeć na plaży - mówił minister edukacji.
MEN - w odpowiedzi na zapytanie
Rzeczpospolitej
- precyzuje, że "rodzic może zostawić dziecko tylko wtedy,
gdy w domu znajduje się członek rodziny objęty kwarantanną
lub jest to
uzasadnione chorobami dziecka
, w tym objawami infekcji dróg oddechowych lub choroby przewlekłej – na podstawie opinii lekarza sprawującego opiekę zdrowotną nad uczniem z taką chorobą".
Oznacza to, że rodzic nie może samodzielnie podjąć decyzji o niepuszczeniu dziecka do szkoły. Grożą mu za to konsekwencje wynikające z prawa oświatowego.
"W razie nieusprawiedliwionej nieobecności dziecka w szkole przez co najmniej pół miesiąca
rodzic może zostać ukarany grzywną do 10 tys. zł
" - informuje MEN.
Dotyczy to dzieci od 7. do 18. roku życia, a nakładaniem kar zajmują się samorządy.
- Nie sądzę, by samorządy spieszyły się z karaniem rodziców - komentuje jednak w rozmowie z
Rzeczpospolitą
Marek Pleśniar
z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. - Od 1 września praktycznie wszystkie szkoły, poza działającymi w powiatach oznaczonych na żółto czy czerwono, wracają do normalnej pracy, jakby nie było pandemii. Trudno będzie w nich zachować zalecane odstępy między uczniami i odległości między ławkami, bo w klasach i na korytarzach jest za mało miejsca. Obawiamy się więc, że początek roku szkolnego zaowocuje zwiększoną liczbą zakażeń koronawirusem - dodaje.