Wczoraj szef MSWiA Mariusz Kamiński poinformował o
zatrzymaniu Sebastiana M.
, poszukiwanego kierowcy BMW, który miał przyczynić się do głośnego wypadku na A1. Mężczyzna, którym służby zainteresowały się dopiero dwa tygodnie po zdarzeniu, wpadł w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Z ustaleń Krzysztofa Rutkowskiego wynika, że do zatrzymania doszło w Dubaju.
O szczegółach zatrzymania Sebastiana M. mówił wczoraj na antenie Polsat News minister Kamiński. Jak wyjaśniał, jeszcze w weekend mężczyzna przebywał w Turcji i zabrakło "godziny", aby zatrzymać go właśnie tam.
Został bardzo szybko namierzony poza granicami Polski, a w zasadzie poza granicami Europy.
Tak naprawdę zabrakło nam trochę szczęścia
. Pracowaliśmy bardzo intensywnie, żeby aresztować go skutecznie. Zabrakło około godziny, żeby wszystkie decyzje dotyczące jego zatrzymania zostały wydane. Mniej więcej godzinę przed zakończeniem tych formalności zdążył wsiąść do samolotu - mówił.
- To kwestia najbliższego czasu, że poniesie wszelkie konsekwencje - dodał.
Rzeczpospolita
rozmawiała natomiast z wysokim rangą oficerem Komendy Głównej Policji. Wedle jego relacji do zatrzymania Sebastiana M. doszło w
pokoju hotelowym
. Wcześniej pojawiały się informacje, że na lotnisku.
-
Był absolutnie zaskoczony, najwyraźniej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich czuł się pewnie
, był to już trzeci kraj, do którego po wyjeździe z Polski udało mu się przedostać - mówi oficer, wyjaśniając, że najpierw 32-latek pojechał do Niemiec, stamtąd udał się do Turcji, a następnie do Dubaju.
Oficer potwierdza, że Sebastiana M. prawie udało zatrzymać się w Turcji, zabrakło jednak czasu, ponieważ w tym kraju notę Interpolu dotyczącą międzynarodowych poszukiwań musi zatwierdzić Ministerstwo Sprawiedliwości. 32-latkowi udało się więc wylecieć do Dubaju. Już w poniedziałek rano na miejscu byli polscy policjanci, którzy szybko wytropili kierowcę BMW. Wspierały ich służby z ZEA, a do pokoju Sebastiana M. mieli wejść właśnie lokalni policjanci.
-
Zaszył się w pokoju hotelowym, unikał opuszczania pomieszczenia i hotelu
. Kiedy wychodził, to w kapturze na głowie - mówi w rozmowie z
Rzeczpospolitą
oficer policji.
Jeszcze wczoraj
Zbigniew Ziobro
informował, że podpisał wniosek o ekstradycję Sebastiana M. Co ciekawe, umowa z ZEA dotycząca współpracy w sprawach karnych obowiązuje dopiero
od marca tego roku
. W rozmowie z mediami Ziobro zdradził też, że mężczyzna posiadał jeszcze trzeci paszport, poza polskim i niemieckim.
- Posiadał więcej niż dwa paszporty. Czy były fałszywe, czy nie, będzie oceniał prokurator. Doradcy poszukiwanego prawdopodobnie nie wiedzieli, że kilka miesięcy temu podpisaliśmy z ZEA umowę o ekstradycji - dodał.
Sama ekstradycja, zdaniem ekspertów, może jednak potrwać od kilku dni do nawet kilku lat. Komenda Główna Policji w odpowiedzi na pytanie Rzeczpospolitej o koszty takiej operacji, szacuje, że będzie to nawet
40 tys. zł.
Podejrzanego musi konwojować co najmniej trzech funkcjonariuszy, a sama akcja potrwa ok. 5 dni.